piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział Trzynasty - Dominique & Alice.

***Dominique***

Liście stale opadały, zasypując ogrodowe ścieżki i tworząc na nich (wraz z nieustającym deszczem) ohydną, burą breję. Jej ślady ze szkolnych podłóg uparcie usuwał ciemnoskóry woźny. Ze zdziwieniem zauważałam go na każdym korytarzu, co było dość niepokojące. Nie to jednak głównie zajmowało moje myśli. Wraz z nieodzownym deszczem zalewały nas potoki strachu przed YN. Nasze relacje zaczęły się oziębiać jak jesienne dni, coraz mniej się do siebie odzywałyśmy, cienka nić zaufania zdawała się pękać.
Skupiłam się na nauce, każdego wieczoru do późna powtarzałam wiadomości, by dopracować je do perfekcji. Zaczęłam też czytać tematy "na zaś", dzięki czemu moja aktywność na lekcjach wzrosła. Moje kontakty zaś wciąż uparcie malały.
YN umilkł. Wiedziałam, że tylko czeka na dobrą okazję. Po jakimś czasie dziewczyny zaczęły się jakoś dogadywać, wracać do rozmów. Mimo to ja uparcie siedziałam z nosem w kolejnych książkach, chcąc odciąć się od świata. Zaczęłam wracać do polskich lektur, bo nagle zatęskniłam za ojczystym krajem, językiem i kulturą. Za bezpieczeństwem lub chociaż jego imitacją, która mi się kojarzyła z rodzinnymi stronami.
Próbowałam sił w kolejnych kółkach zainteresowań, jednak żadne szczególnie do mnie nie przemawiało i kończyłam współpracę po jednych zajęciach. Październik powoli mijał, a ja czułam się w King Arthur's coraz bardziej wyobcowana. Brakowało mi nawet rodzinnych kłótni. Była cisza, irytująca, nicniemówiąca cisza, która powoli doprowadzała mnie do szału. Jedynym wytchnieniem okazywały się lekcje angielskiego, rozszerzonej biologii i zajęcia teatralne. Zwłaszcza te ostatnie jakoś trzymały mnie przy zdrowym umyśle.
Po połowie października czułam się jak zombie. Co noc męczyły mnie koszmary, nauka nie sprawiała przyjemności, a nieufność otoczenia potwornie dobijała. Właśnie wtedy, na teatrze, profesor Leaser zapowiedział nam coś, co miało nieco rozbić moją skorupę (o czym oczywiście na początku nie wiedziałam...)
- Mamy zadanie drużyno! - zaczął z szerokim uśmiechem. - Zbliża się Halloween, jak wiecie... W King Arthur's świętujemy je dosyć... - zrobił pauzę, szukając odpowiedniego słowa. Nie znajdując go, pokręcił tylko głową i westchnął. - Tradycyjnie w murach naszej szkoły na Halloween robiony jest swego rodzaju festyn... - ciemne oczy nauczyciela przesuwały się po naszych twarzach powoli. - W tym roku przygotowuje to nasze kółko... Trzeba będzie się tym zająć - uśmiechnął się, zatrzymując wzrok na mnie. Nie opuściłam oczu, mimo uczucia gorąca na policzkach.
Zaraz potem zaczęliśmy układać plan festynu, co pochłonęło nas bez reszty. Myślenie nad dekoracjami, zabawami i przedstawieniem w cudowny sposób oddaliły ode mnie cień YN. Czułam się wolna, jakby Koszmar nie istniał.
Mimo zakończenia zajęć wciąż, jak pszczoły czy mrówki, wytrwale pracowaliśmy nad scenariuszem przerzucając się pomysłami. Leaser krążył między nami, krytykując te gorsze i chwaląc najlepsze. Kiedy zatrzymał się tuż przy mnie, uniosłam niepewnie głowę i wzrokiem trafiłam na jego ciemne oczy.
- Panienko Larrson...
Drzwi sali otworzyły się z hukiem. Stał w nich dyrektor z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rozglądał się po sali jak SS-mani ze starych fotografii. Zapadła cisza jak makiem zasiał. Dłoń nauczyciela na oparciu mojego krzesła zniknęła, uczniowie niespokojnie patrzyli po sobie. Jako pierwsza wstałam, wyuczona etykiety przez krótki pobyt u ciotki, by grzecznie powiedzieć: "dzień dobry, panie dyrektorze". Wszyscy zamarli, czułam na sobie spojrzenia. Otworzyłam usta, by przywitać pana dyrektora, jednak nie zdążył się z nich wydobyć żaden dźwięk. Mężczyzna obrócił się na pięcie i z trzaskiem zamknął za sobą drzwi. Napięcie jednak nie opadło.
- Wiecie chyba... na dziś skończymy. Do następnych zajęć przemyślcie co jeszcze możemy przygotować - ciszę przerwał niepewny, dziwnie pusty głos profesora. - Możecie iść.
Chwila spokoju prysła jak ulotna bańka. Poczułam się jak w jednym z koszmarów, w których niby nie dzieje się nic strasznego, jednak budzą w nas dziwny lęk. Właśnie. Koszmar. Czyżby dopadł również dyrektora?
Już po chwili wraz z tłumem dotarłam do internatu. Szybko wskoczyłam po schodach na moje piętro i zamknęłam za sobą drzwi pokoju. Alice nie było. Rzuciłam się na łóżko i zabrałam za biologię, chcąc odgrodzić się od rozmyślania o dziwnym zachowaniu pana Greya.

***

Koniec elaboratów, koniec
Koniec wszystkiego co żyje, koniec
Koniec bezpieczeństwa i niespodzianek, koniec
Już nigdy nie spojrzę ci w oczy
Czy potrafisz sobie wyobrazić co będzie
Niczym nieskrępowani i wolni
W rozpaczliwym poszukiwaniu obcej dłoni
W krainie desperacji
Zagubieni w rzymskiej dziczy bólu
Wszystkie dzieci postradały zmysły
Wszystkie dzieci postradały zmysły
Czekając na letni deszcz, o tak*

***

Kolejne noce były coraz gorsze. Dręczyły mnie srebrzyste oczy. Pojawiały się w każdym koszmarze. Były jakimś pewnikiem. Jednocześnie napawały mnie strachem i dawały poczucie swoistego bezpieczeństwa. Powoli miałam dość wszystkiego. Czułam się jak w klatce, a myśl o pewnym ataku YN nie dawała mi spokoju. Od pół miesiąca nie dawał o sobie znać. Z pewnością chciał uśpić naszą czujność. Jak kot wciąż zachowywałam czujność i byłam nieufna.

***

Francois przyglądał mi się dziwnie. Starałam się ignorować jego wzrok i skupić się na budowie łyka. Przez ostatnie tygodnie zrobiłam się nerwowa, a jego zachowanie strasznie mnie drażniło. Cudem powstrzymywałam się, by nie rzucić się na chłopaka z paznokciami i nie zarysować mu nieco jego bądź co bądź ładnej buźki. Kiedy jednak nawet zagryzanie języka nie pomagało w utrzymaniu kontroli odwróciłam twarz do bruneta.
- Co się tak gapisz? - zabrzmiało bardzo szorstko i obco.
- Nie mogę popatrzyć na koleżankę z ławki? - szelmowski uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Lepiej byś zrobił robiąc notatki.
- Oj, Dominique, kto się przejmuje notatkami?
Zgromiłam go wzrokiem.
- Ja - tuż przy naszej ławce stała biologica, patrząc na nas z uniesioną brwią. - Panno Larrson, panie Morgan. Skoro tak bardzo są państwo zainteresowani tematem lekcji, że muszę państwo prowadzić dyskusję może przygotują państwo projekt o budowie tkanek przewodzących? Na kolejne zajęcia - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, zawróciła pod tablicę i z uśmiechem na ustach ogłosiła nam koniec lekcji.
Wrzuciłam wszystkie moje rzeczy do torby i błyskawicznie wypadłam z klasy na korytarz, wpadając na kogoś. Z irytacją podniosłam wzrok, napotykając niespokojne spojrzenie czekoladowych oczu. Chwyciłam niepewnie wyciągniętą rękę i nieco chwiejnie dźwignęłam się na nogi. Ze zdziwieniem patrzyłam na blondynkę zbierającą moje rozsypane rzeczy i wciskającą mi je do torby, która po chwili zawisła na moim ramieniu. Dziewczyna wykrzywiła wargi w drwiącym uśmiechu po czym odpłynęła wraz z falą wychodzących z klas uczniów.
Kręciło mi się w głowie. Wszystko mi się motało, czułam, że wpadam w paranoję. Koszmary tak namieszały mi pod czaszką, że mam zwidy. Przecież Yvonne Parks nigdy nie pomogłaby mi wstać z podłogi. Przeciwnie - dostałabym darmowego kopa.
Stałam oparta o ścianę, próbując się uspokoić. Nikt mnie nie zauważał. Jak zawsze.

*** Alice ***

Halloween zbliżało się nieubłaganie. Odczuwałam piętno ciągłych przygotowań jak jeszcze nigdy w życiu. Paraliżujący strach ogarniał mnie z każdą najdrobniejszą wzmianką o mroku czy tajemnicach. Cóż, nic dziwnego. Odkąd YN ucichła robiło się coraz gorzej. Zaczęło brakować mi czasu na naukę. Wszystko co robiłam zwykle rozpoczynało się od ogromnego zapału, a kończyło na tragicznym łkaniu w poduszkę. Byłam w rozsypce. Los chciał, że Lea (jako opiekunka piętra siedemnastolatków) przydzieliła mnie do sekcji artystycznej szykowania "potwornej" imprezy. Szkoda tylko, że zamiast w kolejce po talent plastyczny czekałam na życie pełne wrażeń. No i się doczekałam.
Wszechogarniający entuzjazm rozchodził się po całym King Arthur's jak stado wściekłych mrówek. Dodatkowo był równie irytujący, co te małe insekty. Był czwartek. Dokładnie dzień przed Nocą Duchów, a ja czułam się wyjątkowo źle. W takich chwilach jak tamta potrafiłam zrobić tylko jedno. Wsiąść na rower.
Zrobiłam 14 okrążenie wokół parku i zatrzymałam się przy rozłożystym drzewie. "Zaparkowałam" mój pojazd niedaleko ławki i sama opadłam na nią z głośnym westchnięciem. Dół. To słowo zdecydowanie określało mój obecny stan. Wśród cichego szelestu drzew udało mi się wychwycić pojedyncze dźwięki gitary, co wpędziło mnie w jeszcze cięższy humor. Muzyka stopniowo przybliżała się, a ja zapadałam się coraz głębiej i głębiej... Wtedy poczułam, że ktoś siada koło mnie. Nie wiedząc, kiedy opadły mi powieki, uniosłam je na jasnowłosego chłopaka tuż obok. Shane. Shane Eric Clark.
- Nie śpimy - uśmiechnął się pogodnie i oparł swoją gitarę o ławkę.
Westchnęłam tylko i spuściłam wzrok.
- Ej, co to za ponury humor? Nie powinnaś teraz wymieniać się z dziewczynami sukienkami na jutro?
Jego uśmiech w ogóle nie pasował do smutnego otoczenia.
- Nie wiem czy się jutro pojawię.
- No coś ty! Halloween to najhuczniej obchodzone święto w King Arthur's! Nie może tam zabraknąć nikogo - wyszczerzył się. - Poza tym przygotowaliśmy z chłopakami na partię muzyczną numer specjalny. Sądziliśmy, że wasza piątka pojawi się na pewno.
- Ludziom na pewno się spodoba - wymuszenie uniosłam kąciki ust w górę.
Popatrzył na mnie niepewnie i zmarszczył czoło.
- Co się z wami ostatnio dzieje?
Mechanicznie zaczęłam dłonią rozmasowywać sobie nadgarstek. Nie wiem skąd on brał tyle energii, skoro ja z każdą chwilą czułam się coraz bardziej przygnębiona.
- To nic wielkiego. Może po prostu... Jesienna chandra?
- Chandra. To samo powiedziała mi przedwczoraj Sophie. Zmówiłyście się?
Kiedy jego komentarz nie wywołał u mnie zwykłego uśmiechu i on zasępił się znacząco.
- Wiesz... Najpierw myślałem, że tu chodzi o Koszmar. Ten cały wasz smutek... Ale przecież ona już skapitulowała. Powinnyście przestać się zamartwiać. Ta piątka to już nie jest wasz problem.
Westchnęłam ciężko.
- Chyba masz rację.
- No widzisz? - uśmiechnął się - Dokładnie to przecież wisiało na dzisiejszej tablicy ogłoszeń.
Kiwnęłam głową. Po chwili dotarł do mnie sens jego słów, więc uniosłam niepewnie głowę. Po ciele przebiegły mi ciarki.
- Co ty mówisz?
- Wiadomość od YN. Na pierwszym piętrze...
Nie dosłyszałam, co mówił dalej. Po prostu wskoczyłam na rower i pognałam w stronę Akademika. Wiatr dudnił mi w uszach, a adrenalina podskoczyła w żyłach. Dlaczego o tym nie wiedziałam? Tyle poszukiwań... Tyle znaków... Tyle nieodkrytych wiadomości... Zamartwiania... Wpadłam do szkoły z ekscytacją wymalowaną na twarzy. To, co powinno wzbudzać we mnie strach dało mi nadzieję. Nie... To nielogiczne. Ścisnęłam naszyjnik, który trzymałam w kieszeni płaszcza. Od kiedy znalazłam go w swoich rzeczach, nie mogłam się go pozbyć. Tajemniczy błysk wypadający z mojej torby. Rzecz z przeszłości, budząca grozę okropnych wspomnień. Podbiegłam do wiszącej planszy i przemknęłam oczami po ogłoszeniach. Na moment serce podskoczyło mi do gardła. Nic nie znalazłam. Ktoś musiał zerwać informację.
Opadłam na płytki podłogi naprzeciw tablicy. Badałam każdy jej zakątek, odginałam kartki. Pusto. Prócz pary mniej znaczących cyferek dorysowanych ołówkiem (33, 28, 114) nic nie znalazłam. Z determinacją podniosłam się z ziemi i skierowałam swoje kroki do pokoju numer 74.

***

Nigdy wcześniej nie odwiedzałam Johna. Był jednym z tych chłopaków, którzy jakoś specjalnie nie rzucali się w oczy (nie licząc tego, że był buddystą, miał kota dachowego, grał w polo i był najlepszym hakerem w szkole). Nieczęsto widywało się go w dużych gromadach. Szczerze mówiąc znam go głównie z opowieści Sayuri o ich wspólnych lekcjach jazdy konnej (no tak - chłopak wszechstronnie uzdolniony).
Podeszłam pod sypialnię z zamiarem zapukania, ale ktoś mnie uprzedził. Drzwi otworzyły się od środka i z zaskoczeniem zarejestrowałam, że patrzę na Dominikę. Uśmiechnęłam się z niezrozumieniem, a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Projekt - szepnęła konspiracyjnie i wskazała za dwójkę chłopaków tuż za nią.
Lokator stał, opierając się o parapet i głaszcząc Calie (kocicę) po grzbiecie. Zegarek z Rolexa połyskiwał na jego nadgarstku światłem odbitym. Drugiego nastolatka nie rozpoznałam. Brunet o dużych turkusowych oczach, patrzył na mnie lekko niepewnie. Mundurek wisiał na nim na wzór niechlujnej elegancji. Uśmiechnęłam się do niego, a on jakby przerażony odwrócił wzrok. I tyle z moich flirtów.
- John mam do ciebie sprawę - pospiesznie przekroczyłam próg pomieszczenia, ciągnąc Domi za sobą - Dałbyś radę włamać się do szkolnej bazy danych i wyciągnąć nagranie z kamer?
W geście jakby był otwarty na wszelkie propozycje rozłożył szeroko ramiona.
- Zawsze do usług.
Przysunął fotel i odpalił komputer.
- System monitoringu King Arthur's mogłoby złamać nawet dziecko.
Kucnęłam na podłodze, wpatrując się z niedowierzaniem w program do kodowania.
- Czego ci potrzeba? Środa? Wtorek?
- Wczorajsza noc - odparłam bez wahania.
Nikt nie byłby na tyle głupi, by robić coś takiego za dnia. A zwłaszcza YN.
- Tak właściwie... Bez żadnego powodu... Po co ci to?
Spojrzałam znacząco na Dominikę wzrokiem, mówiącym "później".
- Korytarz na 1 piętrze... O tu. Zatrzymaj - mruknęłam do Johna, wskazując palcem ekran - Okej. Ustaw tak na 22:30.
Na holu było pusto i cicho jak makiem zasiał. Sekundy mijały, kiedy w napięciu przyglądałam się monitorowi. Czas płynął bardzo wolno, jednak nic się nie działo. Zegar w pokoju, wystukiwał rytm naszych zdenerwowanych, trzepoczących serc. Mój nos omal nie odbił się od ekranu, kiedy wpatrując się w tablicę, przysuwałam się coraz bliżej. Kiedy pół godziny później omal nie zsunęłam się ze zmęczenia z krzesła - coś zadrżało. Cień. Niczym fala przemknął po ścianie. Ktoś krążył po parapecie. Głośniki zaczęły trzeszczeć. Ze zdenerwowania zacisnęłam dłonie, wsłuchując się w tętent kroków. Drugi cień. Niekształtny. Jakby... Ktoś z workiem na głowie. Poczułam ucisk w żołądku i zagryzłam mocno dolną wargę. Krzyk. Odgłos jakby ktoś drapał paznokciami w tablicę. Szamotanina dwójki osób. Worek, który przeleciał tuż przed monitorem. Długie, rozpuszczone włosy. Kolejne wrzaski. TRZASK! I tylko szum ekranu. Czarno-białe kropki mknące jak fala. Pustka. Kolejna niedokończona wiadomość. Zwarcie.

***

Muzyka wypalała mi uszy. Kroczyłam niepewnie przez zatłoczony dziedziniec, potykając się o długą sukienkę. Klasyczny strój czarownicy nie był niczym oryginalnym, więc nie liczyłam na pierwszą nagrodę pod tym względem. Z przerażeniem patrzyłam na tańczących ludzi, bojąc się własnego cienia. Cienia. To słowo nabrało dla mnie nowego znaczenia, odkąd z Dominiką opowiedziałyśmy to Marinie, Sayuri i Sophie. Dreszcze, które przechodziły mnie na wspomnienie dnia wczorajszego przechodziły ludzkie pojęcie. Chłopaki wyszli na scenę i właśnie zaczęli odliczać do północy - godziny duchów i zjaw. Odnalazłam w tłumie grupkę znajomych i zbiłam się z nimi w kupę. Na wielkim bilbordzie pojawiały się kolejne cyfry. Pomiędzy 5, a 4 coś zatrzeszczało, ale nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Nikt oprócz nas.
Nasze nerwowe spojrzenia mogłyby zdradzić wszystko. Moja wyobraźnia zaczynała płatać mi figle. Wszędzie zaczęłam dostrzegać poubierane w worki na głowach dziewczyny. Serce waliło mi jak młotem, kiedy i Marina ścisnęła moją rękę pokazując jedną z takich osób. I wtedy właśnie dostałam najprzyjemniejszego esemesa w życiu:

33, 28, 114...
Wykażcie się. Pokażcie, że słusznie zostałyście wybrane.
Wasze drobne zbrodnie pomogą wam JĄ odnaleźć.
Macie szyfr. Wiecie, co robić.
Buziaczki, YN.
__
*The End - Doors

13 grudnia 2013. Piątek 13ego. Rozdział trzynasty. Halloween.
Mam madzieję, że nie macie nam za złe tak długiej przerwy. To "trzynastka", więc nikt się nie palił do pisania xD

Liczę, że rozdział pisany w duecie z Kathie *oklaski* Wam się spodobał i że jakieś opinie się pojawią ;)

Także ten, weny kolejnej autorce no i pozdrawiamy cieplutko w ten zimny wieczór :D

Cup & Kath

2 komentarze:

  1. Aż musiałam kilka razy odświeżyć stronę, żeby upewnić się, że jest nowy rozdział! xD
    A ktoś tu niby nie miał weny...
    Ola, nieładnie tak kłamać!
    To jest xjdjzjdhsjdbjd *-*
    Świetnie wam wyszedł ten duet! :))
    Aż się zaczynam bać co będzie dalej!
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoooołemgie *___________*
    Róbcie, tag częściej *o* <3
    Cudo, cudeńko :3
    To nagranie... omg Kath miałam ciary :oooo
    John :3 <3 <3 <3
    Jprdl... co teraz będzie? O.o
    Mam nadzieję, że nie jestem następna ;o xD
    Świetny rozdział kochane <3
    ~Wasze Iffelka <3 :D

    OdpowiedzUsuń