czwartek, 3 października 2013

Rozdział Jedenasty - Alice.

- Poczekaj. Powtórz to jeszcze raz tylko wolniej.
Siedziałam na blacie kuchennym w niebieskim szlafroku z rozbawieniem przypatrując się Michaelowi. Pokręcił głową i westchnął.
- To już będzie trzeci. Nie wierzę, że jesteś taka nieogarnięta.
Roześmiałam się, odkładając kubek kawy.
- Serio w to wierzysz? Dominika ma być YN? - wyszczerzyłam zęby. - Bez urazy, ale nie wierzę, by mogła zrobić coś takiego.
Przeczesał włosy palcami i oparł się o ścianę.
- Czy ja wiem? Może jest po prostu... Dobrą aktorką?
- Nieważne jak dobrą aktorką by była, nie zrobiłaby nam tego. Znam ją. I ty też, mimo że nie chcesz się do tego przyznać.
- To nie tak, że nie chcę...
- Tylko najzwyczajniej w świecie nie chcesz ujawniać stosunków waszych relacji, kiedy sprawa od YN jeszcze nie ucichła, a poza tym nie masz zamiaru rozpowiadać wszystkim o sobie bez potrzeby.
Zaśmiał się i uniósł głowę przygryzając wargę. Podszedł do bufetu i położył dłonie po obu stronach moich bioder.
- Skąd ty mnie tak znasz?
Wzruszyłam ramionami, odwzajemniając jego rozśmieszone spojrzenie.
- To się nazywa zmysł obserwacji.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy tak w ciszy, komunikując się w myślach. Przez jeden miesiąc nauczyliśmy porozumiewać się bez słów praktycznie bezbłędnie. Wiedziałam co się działo, kiedy znikał z pola widzenia, uciekając przed wzrokiem wszystkich uczniów. On rozróżniał wszystkie moje gesty z taką precyzją, że moja sztuka aktorska szła przy nim w łeb. Było to bardzo dziwne doświadczenie. Nie czułam się przy nim ani trochę skrępowana, a wręcz przeciwnie. Samą obecnością dodawał mi jakiejś dziwnej energii. Chyba jako jedyna potrafiłam dojrzeć jego prawdziwą osobowość pod nieugiętą maską zadufanego mięśniaka.
Uniosłam kąciki ust w górę i oparłam mu dłonie na ramionach.
- Kawa mi wystygła.
Pokręcił głową i odepchnął się od bufetu. Chwycił kubek i zabrał się za robienie nowego napoju. Przyglądałam mu się z uwagą, szczerząc się. Tyle zdążyło się wydarzyć od mojego przyjazdu do Londynu. Zaczynając od nietypowego wielkiego wejścia na rozpoczęcie roku, poprzez zawiązane znajomości, a kończąc na Naszym Koszmarku. Wiadomości od YN ucichły równie szybko jak się rozprzestrzeniły. Może dyrekcja zdążyła okiełznać już nieposkromioną, wścibską uczennicę (lub ucznia) i pozbyć się jej bez zbędnego szumu? A może nadawca plotek sam rozmyślił się w tej kwestii? Może skończyły mu się pomysły na wszelkie kłamstwa? Pozostawała jeszcze trzecia, najczarniejsza z opcji. YN szykowała jakąś bombę. Coś wielkiego, co miało nas doszczętnie zniszczyć. Lub podburzyć i wszcząć panikę.
Kto by pomyślał? Do nieskazitelnego King Arthur's wkradła się bakteria. Tak trudna do zlikwidowania jak styropian we włosach.
- Napój bogów dla bogini.
Rozbawiony głos wyrwał mnie z rozmyślań. Ze śmiechem odebrałam kawę i upiłam łyk z kubka. Chciałam podziękować Michaelowi, ale kiedy uniosłam wzrok jego już nie było. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Westchnęłam cicho i skrzywiłam się. Musiałam wrócić do pokoju i przygotować się na matmę.

* * *

Siedziałam na łóżku, usilnie rozczesując skołtunione włosy. Obserwowałam Dominikę, chodzącą w tą i we w tą i powtarzającą jakąś formułkę z biologii.
- Daj spokój i tak już ją umiesz - jęknęłam, kiedy po raz dziesiąty usłyszałam to samo zdanie.
W odpowiedzi otrzymałam jedynie prychnięcie jak u rozjuszonej kotki. Wstałam i podeszłam do lustra w celu skontrolowania swojego wyglądu. Wszystko było na miejscu. Nieskazitelnie biały (dzięki mojej współlokatorce) mundurek szkolny idealnie kontrastował z butami na lekkim obcasie. Sięgnęłam do mojej torby i odszukałam dłonią telefon. Zegarek wskazywał 08:45.
- Słuchaj, jeżeli chcemy zdążyć na 9 na zajęcia musimy się sprężyć - obrzuciłam nastolatkę niecierpliwym spojrzeniem.
Szatynka jak na zawołanie zaczęła wrzucać wszystkie książki do torby. Potem, biegając z jedną skarpetką na stopie odnalazła zakopaną w pościeli komórkę, a na sam koniec, plącząc się w prześcieradle zaliczyła klasyczną glebę na dywanie. Westchnęłam, kiedy rozległo się pukanie.
- Otworzę - burknęłam, widząc jak mocuje się z poduszkami.
Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją do siebie. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a kiedy ujrzałam kto za nimi stoi miałam ochotę natychmiast je zatrzasnąć.
Czego ten debil znowu tutaj chce?
James nigdy nie był moim przyjacielem, ale nasze relacje w ciągu ostatniego miesiąca jeszcze bardziej się pogmatwały. Unikałam go jak ognia, a kiedy złapałam się na zerkaniu w jego stronę, za karę szczypałam się w nadgarstek. Moje próby odwrócenia od niego uwagi wypadały blado, bo ledwo co mogłam się powstrzymać od nawrzeszczenia na niego. Po tym jak mnie pocałował, nawiedzał mnie częściej, niżbym sobie tego życzyła, rzucając jakimś oschłym tekstem na przeprosiny. Myślałam, że ten etap mamy już za sobą. Miałam go dość. Chciałam, żeby dał sobie spokój. Zapomniał o przeszłości. O CAŁEJ przeszłości.
Tymczasem on śmiał przychodzić pod mój pokój i bezczelnie prosić o... Zaraz, czego on chciał?
- Przepraszam co? - powiedziałam, kręcąc głową. - Zamyśliłam się.
Uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów.
- Pytałem czy Dominique jest w pokoju.
Mimowolnie otworzyłam usta ze zdziwienia.
- T..ttak, jasne. Ale... Teraz nie może - zerknęłam przez ramię, patrząc jak dziewczyna skacze po pokoju w staniku - nie jest gotowa, a zaraz wychodzimy. Przekazać coś?
Przygryzł policzek przypatrując mi się uważnie. Na jego ustach zaigrał łagodny uśmieszek.
- Nie, nic. Tylko jak wpadliśmy na siebie wczoraj w parku, zostawiła słuchawki u mnie w pokoju.
Ściągnęłam wargi i starając się zachować powagę, po raz kolejny zerknęłam przez ramię. Poczułam się... zazdrosna?
- Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi, ale powiem jej, żeby się do ciebie zgłosiła.
Odwróciłam się, żeby wejść do pokoju, ale on chwycił mnie za nadgarstek.
- Alice... - mruknął.
Nie dokończył jednak, bo w drzwiach stanęła wyszczerzona Dominika.
- Gotowa! - krzyknęła, chwytając mnie za łokieć.
Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. Potem, kiwając Jamesowi, pociągnęła mnie w stronę schodów. Razem pobiegłyśmy na zajęcia.
Pędziłyśmy jak opętane, czując wiatr we włosach.
Super, 20 minut czesania na marne.
Kiedy wpadłyśmy do sali matematycznej właśnie rozbrzmiał dzwonek. Zmęczone opadłyśmy na krzesła, dysząc ciężko. Wtedy do klasy weszła wicedyrektor Vicious. Na wstępie zmierzyła nas chłodnym spojrzeniem znad okularów. Nie witając się wypisała na tablicy numery zadań do wykonania. Otworzyłam podręcznik i wydając z siebie pomruk niezadowolenia wyciągnęłam długopis.
- Sayuri.
Po ogłoszeniu nauczycielki, Azjatka ruszyła pewnym krokiem w kierunku tablicy i zaczęła rozwiązywać pierwszy przykład.
Jak ja kocham matematykę.
Odruchowo zaczęłam kreślić długopisem jakieś kreski niezidentyfikowanych kształtów na marginesie. W końcu odważyłam się spojrzeć na zadanie.
Trzy procent powierzchni... 23:45, piwnica ~ YN... Polski zajmuje...
Wstrzymałam oddech i wbiłam wzrok w tablicę. Przymknęłam powieki. Policzyłam do dziesięciu. Przez jedną chwilę wydawało mi się... Ale to nie może być prawda. Z łomoczącym w klatce sercem spojrzałam na zadanie. Dopisany czarnym markerem fragment nie zniknął. Poczułam jak zaczynają pocić mi się dłonie. Długopis wypadł mi z ręki i poturlał się po ławce, zatrzymując na piórniku. Ścisnęłam wargi i przełykając gulę z gardła, wzięłam głęboki wdech. Rozejrzałam się po klasie pozornie opanowanym wzrokiem. Wszyscy pochłonięci byli pracą. Nikt nawet nie zauważył drastycznej zmiany w moim zachowaniu. Sophie, Marina, John i cała reszta pracowali w skupieniu albo stwarzali takie pozory. Tylko Michael z niepokojącą powagą wpatrywał się we mnie. Uśmiechnęłam się, jakby nic się nie stało i na powrót odwróciłam przodem do w połowie już zapisanej tablicy. Przewróciłam kartkę podręcznika i pochyliłam się nad zeszytem.
A więc zaczynasz tak pogrywać? Zobaczymy, co zrobisz, kiedy ktoś zmieni Twoje zasady...

* * *

Moje obcasy odbijały się głośnym stukotem, kiedy szłam pustym korytarzem Akademii King Arthur's dla dzieci w młodszym wieku. Tu lekcje trwały odrobinę krócej, a więc rozkład dzwonków nie pokrywał się z naszymi. Za niedługo mój denerwujący brat kończył, a przede mną rozciągała się wizja rozszerzonego angielskiego. Stanęłam pod klasą historyczną, czekając aż głośny dźwięk wypełni moje uszy, dostarczę Frankowi paczkę od ojca i wrócę do siebie, pogrążając się w pięknej literaturze naszego narodu. Moje myśli dosłownie szalały.
Your Nightmare zamilkła miesiąc temu. Nikt nic o niej nie wiedział. Nie ujawniała się światu... I nagle ukazała mi się w taki sposób. Skąd wiedziała co zada nam wicedyrektorka? Jakim cudem wiadomość znalazła się w mojej książce? Dlaczego zaczęła ode mnie? A co jeśli przez ten miesiąc cały czas działała potajemnie? Wysyłała wszystko w tajemnicy. Działała jak szpieg... Jak pantera... Jak ninja... Jak...
- Alice, oddasz mi to w końcu czy nie?
Przede mną stał niewysoki, blond-włosy trzynastolatek. Gdyby nie kształt oczu można by pomyśleć, że wcale nie jesteśmy rodzeństwem. I chwała osobom, które tak twierdzą.
- Trzymaj - burknęłam, wręczając mu paczkę - nie mam pojęcia co tata tam wsadził, ale znając jego najprawdopodobniej możesz spodziewać się jakiejś książki.
Wywrócił oczami i pokiwał głową.
- Dzięki.
Odwrócił się i już odchodził, kiedy coś nagle wpadło mi do głowy.
- Frank! - zawołałam za nim. - Słuchaj... Nie wiesz może gdzie tu są piwnice?
Popatrzył na mnie podejrzliwie.
- A po co ci to?
- Tak tylko pytam. Wiesz, zima się zbliża, a mój rower stoi na dworze. Ty na pewno zdążyłeś zbadać już każdy zakątek akademika.
Uśmiechnął się chytrze.
- Od strony ogrodu, za bluszczem, niedaleko ogrodniczki. Woźny zagląda tam tylko jeden raz podczas każdego patrolu. Jeśli naprawdę chcesz schować rower to z nim pogadaj. A jeśli nie to unikaj 23:00 i 11:00.
Uniosłam kąciki ust w górę i wypuściłam z ust kłębek pary.
- Dzięki, jesteś świetny.

* * *

Tak naprawdę nie miałam zamiaru pytać Franka o piwnicę. Samo jakoś wyszło. Nie planowałam przyjścia na spotkanie, jak zrobiłby to każdy ROZSĄDNY człowiek. Bałam się. Czego on/a ode mnie chciał/a? Planowała zrobić mi krzywdę? Albo... Miała na mnie ogromnego haka. Chciała mnie szantażować.
Westchnęłam i wyrzuciłam kolejną książkę z plecaka na ziemię. Otworzyłam podręcznik od chemii i zaczęłam odwracać kartkę po kartce. Niestety wszystko było nienaruszone i nietknięte. YN nie zostawiła po sobie żadnej wskazówki. Nie zdziwiłabym się, gdyby nie było tam nawet odcisków palców.
- Kim ty jesteś, koszmarku? - mruknęłam sama do siebie, ignorując wchodzącą do pomieszczenia Dominikę i Johna.
- Dostaliśmy razem pracę z rozszerzonej biologii - westchnęła dziewczyna, rzucając plecak na łóżko i przyglądając się uważnie rozgardiaszowi na podłodze. - Wiesz co, kiedyś myślałam, że był tutaj dywan.
Zagryzłam długopis, puszczając jej uwagę mimo uszu. W albumie o sztuce brytyjskiej także niczego nie odkryłam. Jak udało jej się to zrobić?
- Słuchasz mnie?
Uniosłam zirytowane spojrzenie na chłopaka.
- Pracuję.
Wyszczerzył zęby i usiadł na ziemi koło mnie.
- Może ci pomóc?
- Nie miałeś czasem robić projektu? - warknęłam, zatrzaskując obraz Williama Blake'a.
Uniósł ręce w obronnym geście i podniósł się.
- Chciałem być tylko uprzejmy.
Dotknęłam palcami pulsujących skroni. Czułam w głowie malutką wiertarkę, która usiłowała przebić się przez skórę na światło dzienne. W głowie mi się zakręciło, więc policzyłam do 5 i wzięłam głęboki wdech, podpierając się łóżka. Miałam dość. Chciałam spokoju.
Chwiejnie podniosłam się na nogi i kiedy już myślałam, że dojdę do siebie, ujrzałam to. Lśniło jak brylant pośród całego bałaganu. W jednej chwili straciłam grunt pod nogami i osunęłam się w ciemność.

* * *

Oderwać się od przeszłości? Niemożliwe. Nieważne ile byśmy za to poświęcili. Nieważne ile kilometrów byśmy od niej uciekali. Mimo wszystko i tak do nas wróci. Prędzej czy później. A w niektórych przypadkach lepiej prędzej niż później. Pojawi się w postaci niewielkiego odcisku, blizny. A potem urośnie do rozmiarów 3 razy potworniejszych niż można to sobie wyobrazić. Będzie dręczyć za dnia, szarpać za sumienie jak gitarzysta za struny. Będzie spędzać sen z powiek. Będzie przekleństwem i zmorą. Nawet jeśli nie jest to nic wielkiego, nasza przeszłość nigdy nas nie opuszcza. Szkoda, że tak późno to pojęłam. Żałuję.
Ścisnęłam mocniej trzymany w dłoni pamiętnik i wyjrzałam przez okno. Dochodziło w pół do dwunastej. Gwiazdy na niebie przypominały perły na dnie bezkresnego morza. Domi jeszcze nie było, ale nie martwiłam się o nią. Moja gęsia skórka wystarczająco negatywnie wpływała na moje samopoczucie. Nie wiedziałam co mam zrobić. W końcu ciekawość zwyciężyła. Na podkoszulek zarzuciłam pierwszą lepszą bluzę i wyszłam z pokoju. Szłam automatycznie. Cicho zapukałam w drzwi oznaczone numerem 66. Otworzył mi chłopak z szopą na głowie, ubrany tylko w dżinsy. Nie miałam jednak czasu przypatrywać się jego muskularnej postawie.
- Ty mnie w to wpakowałeś. Teraz ty mnie z tego wyplączesz.
James nie zrozumiał. Weszłam do jego sypialni i podałam mu koszulkę, głową wskazując wyjście. Nie zadając pytań, ubrał się posłusznie i zaraz za mną opuścił internat.
Nocne powietrze dawało w kość, kiedy chyłkiem przemierzaliśmy rozległe ogrody. Rozglądając się czy w pobliżu nie kręci się gdzieś stróż, odnalazłam ścianę pokrytą obfitym bluszczem i wsunęłam się za nią. Na oślep jeździłam palcami po ceglanej ścianie. W końcu natrafiłam opuszkami na gładkie drewno i wymacałam klamkę. Tętno mi przyspieszyło, kiedy z głośnym zgrzytem rozwarłam drzwi. Nie było prądu. Wyciągnęłam komórkę i uruchomiłam latarkę. Byłam punktualnie. Szłam wolno, spróchniałymi schodami z drewnianą poręczą jak z horroru. Czułam wibrowanie w brzuchu. Było ciemno, a ja schodziłam wgłąb piwnicy z trzęsącym się z zimna Jamesem za plecami. Kiedy postawiłam stopę na ceglanej podłodze, napadły mnie najczarniejsze wizje. Widziałam wisielczy sznur i nawiedzone dziecko. W tamtej chwili nie odróżniałam fikcji od rzeczywistości. Zaczęłam przemieszczać się na oślep, kiedy poczułam chłodny powiew przed twarzą. Mimowolnie krzyknęłam i skoczyłam do tyłu. Zamarłam. Opierałam się o coś. O coś ruchomego. A w dodatku oddychającego tak samo nierównomiernie jak ja. Wydałam z siebie gardłowy pisk, na co odpowiedziały mi cztery wysokie głosy. Obróciłam się z prędkością światła oświetlając latarką twarze nastolatek. Wszystkie patrzyłyśmy na siebie z niezrozumieniem i strachem. Dominika, Marina, Sophie, Sayuri i ja. Nim którakolwiek z nas zdołała się odezwać, rozległ się sygnał pagerów. Wszystkie spojrzałyśmy na telefony. Bez namysłu otworzyłam wiadomość i zagłębiłam się w tekst, czując jak cierpnie mi skóra.

Piękno doszczętnie zepsute. Nie ufaj róży bez kolców, bo podstępny diabeł czai się w jej głębi. Trudno rozdzielić splątane kończyny, gdy maź krwi i kłamstw je obleje. Zepsuta prawda prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw. Od waszego posłuszeństwa zależy wszystko. Czy sekrety waszych splamionych dusz wyjdą na światło dzienne? Cóż, tego zdecydowanie może obawiać się piątka wybranych, najbrudniejszych spośród was. One już wiedzą o kogo chodzi i tylko od nich zależy jak dalej potoczy się ich życie. Śpijcie smacznie, aniołki.
~ YN.

~ ~ ~ 

NAPISAAAŁAM!
W końcu, uff. Wena naszła mnie w tramwaju i wczoraj w nocy, więc zamiast się uczyć myślałam o King Arthur's. Tiaaa... No cóż. Dziś z dedykacją dla wiernej komentatorki Pauli! Dziękujemy, że nas tak wspierasz <3
XOXO,
Kath.

4 komentarze:

  1. chyba ktoś tu się zainspirował Pretty Little Liars? trochę oryginalności może, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zainspirował to idealnie dobrane słowo :)
      Jeśli ktoś się czymś inspiruje tzn, że czerpie wenę i pomysły z danej książki czy serialu. To nie jest kopia. Mogą być oryginalne pomysły, oryginalnie bohaterowie itp.
      Twoja wypowiedź nie niesie w sobie absolutnie żadnego sensu, ponieważ z pewnością nie czytałeś/aś blogu od początku :)
      Różne są podobieństwa, ale też zupełnie inne fakty. YN to dodatek. Nasza historia nie opiera się tylko na adresacie wiadomości. Wszystkich bohaterek nie łączy żadne morderstwo.
      Jeśli chcesz jeszcze coś wiedzieć mogę ci zdradzić, że inspirowałyśmy się również Plotkarą i Tajemnicami Domu Anubisa :D
      Jeśli ci się nie podoba - nie czytaj :D
      Pozdrawiam ;>

      Usuń
    2. mój błąd, że napisałam "zainspirować".
      w każdym razie oryginalność tego bloga jest dosyć wątpliwa, jeśli wasze "inspiracje" są tak podobne do sytuacji książkowych, czy tam serialowych.
      to, że nie czytałam całego bloga, a tylko ten rozdział nie ma nic do rzeczy, autor oryginalny może korzystać z innych pomysłów, ale jest w stanie zrobić to tak, żeby czytelnik nie zauważył podobieństwa.
      radzę ci albo dopracować twój patent "inspiracji", albo zrezygnować z tego całkowicie.

      Usuń
  2. Omggggg! Dedykacja?! Dla mnie?! Dziękuję! ;*
    Na wstępie przepraszam, że w komentarzu pod poprzednim rozdziałem napisałam Kate, a nie Kath...
    No, a rozdział boooski!
    Z resztą, już wcześniej pisałam, że jestem twoją fanką...
    Uwielbiam twój styl!
    Niech Alice nie podrywa Michaela!
    Ja go shippuje z Dominiką xD
    Chociaż w sumie to słodkie... :)
    Matko! Już sama nie wiem!
    Po każdym rozdziale zmieniam zdanie! XD
    No, a co do YN...
    Czekam na kolejny brudny sekret xD
    Najlepiej o Dominice i coś wyjaśniającego te pierwsze zdjęcie, które wysłał Koszmar...
    Ale innym też nie pogardzę...
    Także czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń