sobota, 21 września 2013

Rozdział Ósmy - Sayuri.



 Koszmar...
 Koszmar..
 Nie mogę przestać o nim myśleć. Kim jest? Co chce osiągnąć przez swoje działanie? Nie mam pojęcia! Chyba nikt tego tak naprawdę nie wie. Wszyscy tylko się domyślają lub opierają na jego słowach: "Pamiętajcie, licho nigdy nie śpi, a ja jestem waszym kluczem do zbawienia. Uchronię was przed każdą podstępną osobą w tym akademiku. Tak, wasze sekrety już nie są bezpieczne". Jest to nieco przerażające, ale nie sądzę, żeby YN zaczął zabijać, czy coś. Mimo wszystko reputacja JEST ważna w szkole. A moja może bardzo łatwo zostać zachwiana... Nie chcę do tego dopuścić. Nie mam pojęcia czym podpadłam Koszmarowi, ale muszę się z tego jakoś wyplątać... jeśli to w ogóle jest możliwe.

 Zadzwonił mój budzik w komórce. Po kilkunastu sekundach ogarnęłam, co się dzieje i sięgnęłam ręką po iPhona, po czym wyłączyłam denerwującą melodyjkę. Cóż, głupia ja uwielbia wkurzać się z samego rana. Usiadłam w łóżku, powodując tym samym białe plamki przed oczami i zwlokłam się z materaca. Od razu poczułam chłód panujący w pomieszczeniu. Ściągnęłam bluzę z oparcia krzesła stojącego przy moim biurku i szybko ją na siebie naciągnęłam. Podeszłam szybko do grzejnika znajdującego się pod parapetem okna i przestawiłam "kulkę" wystającą z jego boku z "min" na "max". Wiadomo było, że nie nagrzeje się szybko, więc postanowiłam ogrzać się dodatkowo gorącym prysznicem.
 Weszłam szybko do łazienki, po drodze ściągając bluzę. Przeszedł mnie dreszczyk, ale po chwili zamknęłam się już w kabinie i oblewały mnie ciepłe strumienie wody. Kiedy przyzwyczaiłam się do obecnej temperatury i było mi ciepło, wyłączyłam na chwilę strumień wody i namydliłam się cała mydełkiem o zapachu czekolady, które STRASZNIE uwielbiam. Spłukałam pianę i wyszłam z kabiny. Oczywiście znowu zrobiło mi się trochę chłodno, ale miękki ręcznik pomógł i kiedy po wytarciu ciała się nim owinęłam, byłam w ciepłym niebie! Wyszczotkowałam zęby i przemyłam dodatkowo twarz chłodną wodą.
 Wyszłam z łazienki w samym ręczniku. To co zobaczyłam było... wstrząsające. Na widok Ryuu siedzącego na moim łóżku ścięłam się jak żółtko w jajku i wywaliłam z przerażenia oczy. Chłopak skierował na mnie spojrzenie i po fali szoku dostrzegłam na jego twarzy dziwne zadowolenie.
Cudowny początek dnia - pomyślałam po czym chwytając z szafy wieszak z mundurkiem, wróciłam z prędkością światła do łazienki. - Nigdy więcej nie wyjdę z łazienki w ręczniku! Co za upokorzenie...


♣.♣.♣

 Szłam powoli żwirową ścieżką w stronę szkoły. Dzisiaj pierwsza była matematyka, a pogoda idealnie pod pasowała się pod lekcję, ale także mój nastrój. Nie sprawiało mi żadnej przyjemności to, że pierwsze zajęcia są z zimną wice, zwłaszcza, że nie będę mogła się skupić przez wydarzenia z dzisiejszego ranka. Tuż po tym jak zamknęłam się w łazience Ryuu zaczął mnie pocieszać i przepraszać przez drzwi oraz zapewniać, że nic się nie stało. Nie odpowiadałam mu, więc sobie poszedł, co sprawiło, że nadeszła kolej Mariny, która stała pod drzwiami i mówiła prawie to samo, co brunet:
- Przestań już się użalać! Przecież nic się nie stało! Ryuu na sto procent widział wiele półnagich dziewczyn... - tak... ona zdecydowanie ma dar pocieszania. 
 Dopiero po trzydziestu minutach wyszłam z łazienki w mundurku, uczesana i tylko pochwyciłam torbę, po czym wyszłam natychmiastowo z pokoju, zostawiając lekko oszołomioną Marinę w środku.
 Weszłam na korytarz przez drzwi wejściowe. Od razu zerknęłam na zegar, który wisiał na jego końcu (korytarza). 10 minut do lekcji. Dziękowałam Bogu, że postanowiłam dziś wstać trochę wcześniej. Inaczej pewnie stałabym teraz pod tablicą i rozwiązywała jakieś strasznie trudne działania podane przez profesorkę, cięta spojrzeniami innych uczniów.
 Dotarłam do swojej szafki i wykręciłam szybko na zamku swój kod. Jak, to często bywało nie chciała się otworzyć, więc uderzyłam dwa razy pięścią koło zamka i odchyliłam drzwiczki. Wyjęłam książkę z matematyki oraz przybory geometryczne i tym podobne, po czym schowałam je do torby. Zamknęłam szafkę i moim oczom ukazał się Michael Sharp. Serce przez chwilę mocniej mi zabiło. Oczywiście tylko dlatego, że mnie przestraszył! 
- Czego chcesz, Sharp? - zapytałam ruszając korytarzem w stronę sali prof. Vivious. 
 Chłopak ruszył w krok za mną.
- Znasz tę Dominikę? - spytał, tak żebym tylko ja to usłyszała.
- A co.. podoba Ci się, co? - odpowiedziałam z irytacją. - Nie, nie znamy się za dobrze.
- Aha, to cześć.
 Dziwna sytuacja. Jednak wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do sali. Od razu przywitało mnie spojrzenie Ryuu z tylnej ławki. Zignorowałam to przez ogarniające mnie zażenowanie i usiadłam w pierwszej ławce, obok Mariny. 
- Hej. - przywitała się brunetka.
- Hej. - uśmiechnęłam się rozpakowując torbę.
- Jak się czujesz?
- Zażenowana, ale ogólnie jest okej. Spotkałam Michaela, który jakoś dziwnie się zachowywał. 
- Ee tam, wiesz jaki jest. Ma swoje humorki i chyba dla nikogo nie bywa miły. 
- Masz rację - potwierdziłam ze śmiechem, po czym naszą rozmowę przerwał dzwonek na lekcję. 
 Kilka osób "wskoczyło" jeszcze szybko do klasy przed dyrektorką i usiadło na swoich miejscach. Po kilku chwilach weszła do klasy niewysoka kobieta w eleganckim, typowo nauczycielskim stroju. Podobnie, jak wszyscy "ułożeni" nauczyciele w szkole, miała przypiętą do klapy marynarki broszkę z herbem King Arthur's.
 Profesor podeaszła szybko do biurka i układając na nim swoje rzeczy zaczęła prowadzić lekcję:
- Otwieramy książki na stronie 23, ćw. 3. - Vicious nigdy nie była znana z witania się z klasą lub wymuszania od uczniów mówienia jej "Dzień dobry". Nauka była najważniejsza i zwłaszcza w tym aspekcie Vicious była ostra.
 Wszyscy posłusznie otworzyli książki. Przeleciałam wzrokiem po treści zadania i od razu wiedziałam, jak je rozwiązać. Nagle pagery wszystkich zadzwoniły jednocześnie. Momentalnie zamarłam zalana falą wspomnień o YN. Co tym razem napisał...? Marina już wiedziała i zerkała w stronę Michaela i Dominiki. Odetchnęłam z ulgą, lecz mimo to zmartwiona sięgnęłam po mój pager.

Witajcie ponownie.
Mam nadzieję, że nie tęskniliście za bardzo.
Jak myślicie... czy młody Sharp mógłby się zakochać? Albo czy nowa Dominique potrafiłaby go uwieść? 
Tak naprawdę wszyscy mało wiecie o tej dziewczynie, a tymbardziej nie macie pojęcia, co kryje się pod przykrywką łobuza Michaela. 
Chcesz się dowiedzieć? Poczekaj na rozwój akcji. Wszystko wyjdzie z czasem...
Trzymajcie się dobrze,
~ Your Nightmare (YN)

 Tak samo jak wszyscy spojrzałam ze smutkiem na dwójkę siedemnastolatków. Michael, jak można było się spodziewać nie wytrzymał i pod wpływem wybuchu podniósł się w końcu i zbierając rzeczy ruszył do wyjścia.
- Gdzie się pan wybiera, panie Sharp? - zakrzyknęła Vicious stając przy drzwiach tuż na drodze Michaela.
Nie robiłabym tego... - pomyślałam przeczuwając najgorsze.
 Brunet ominął dyrektorkę trącając ją w ramię dość mocno i wyszedł bez słowa z sali. Zaległa cisza, a zdenerwowana wicka prowadziła z powrotem lekcję, drąc się jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
 Zerknęłam sekretnie na Dominikę, która siedziała wyprostowana i blada na twarzy. Całą sobą zaprzeczała wszystkiemu, co napisał ten YN, któremu chyba jednak nie chodziło tylko i wyłącznie o prawdę.


 Po lekcji wyszłam szybko z sali razem z Mariną.
- Myślisz, że to prawda...? - zapytała brunetka.
- Raczej nie. Widać, że Dominika nie jest taka, a że YN nie ma narazie na nią nic lepszego, to posługuje się czymś takim.
- Może...
 Tuż obok nas przeszła Dominika. Z całych sił przyciskała książki do klatki piersiowej, a wzrokiem ryła podłogę przed sobą. Chciałam do niej zagadać i ją pocieszyć, ale widziałam, że całą sobą przedstawia obraz gotujących się w niej emocji. Zauważyłam, że ta mała brunetka tworzy w głowie jakiś plan... byłam tylko ciekawa jaki.
- Idziemy na chemię? - zapytała Marina.
- Jasne. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę sali profersora Haftmana.
 Nagle poczułam na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Skierowałam wzrok w lewo i zobaczyłam stojącego przy szafkach Ryuu. Od razu poczułam, że się gotuję, ale nie dałam nic po sobie poznać. Ponownie spojrzałam przed siebie i po chwili weszłam już z Mariną do dość dużej sali.
 Klasa od zajęć chemicznych była charakterystyczna. Zamiast normalnych ławek, znajdowało się tutaj pięć okrągłych stolików z przyrządami do doświadczeń fiolkami itd, przy których mieściło się pięć osób.
 Zajęłam miejsce przy stanowisku niedaleko drzwi. Po dzwonku dosiedli się do mnie i do Mariny: Alice, James i Thomas. Zadzwonił dzwonek. Jak zwykle długo nie naczekaliśmy się na bardzo niskiego, szalonego profesorka.
- Dzień dobry, klaso - przywitał się stawiając dużą teczkę na biurku.
 Wszyscy uczniowe zgodnie odpowiedzieli profesorowi na powitanie.
- Dzisiaj spróbujemy stworzyć mini-burzę szalejącą w próbówce - czyli chemiczne wyładowanie elektryczne. - Haftman przedstawił od razu temat dzisiejszej lekcji, po czym zaczął go skrupulatnie tłumaczyć.
- Będziemy potrzebować - mówił zapisując od razu na tablicy. - kwasu siarkowego - H2SO4, alkoholu etylowego C2H5OH oraz kryształków nadmanganianu potasu - KMnO4. Sposób przyrządzenia macie w podręcznikach na stronie 46.
 Wszyscy od razu zabrali się do pracy.
 Znowu zaczęłam myśleć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Totalnie się wyłączyłam i zapomniałam o patrzeniu do podręcznika. Chwyciłam pierwszą lepszą fiolkę, która niestety okazała się kwasem chloro-wodorowym. Zanim jednak zdążyłam zdać sobie z tego sprawę fiolka podejrzanie pękła i prawie cała zawartość wylała się na moją prawą rękę.
 Niemal od razu poczułam ostre pieczenie i zauważyłam na dłoni czerwone plamy. Mimowolnie pisnęłam i poczułam pojedyncze łzy bólu na policzkach.
 Profesor Haftman zobaczył, co się stało.
- Szybko do pani, Hayne! Szybko! - panikował, a Marina pchnęła mnie lekko w stronę drzwi.
 Pobiegłyśmy do pielęgniarki, której gabinet znajdował się na piętrze. Weszłyśmy lekko zdyszane do gabinetu i w skrócie opowiedziałyśmy, co się stało.
- O matko! Siadaj Sayuri, zaraz Ci to "naprawię" - uśmiechnęła się pocieszająco pani Hayne i zajęła się moją dłonią.
 Skrzywiłam się chyba bardziej niż kiedykolwiek, kiedy wylała na moją rękę wodę utlenioną. Syknęłam z bólu podobnie, jak piana na mojej skórze. Przy części bandażowania starałam się nie myśleć o bólu i zaczęłam analizować wydarzenia sprzed około 5 minut.
 Nigdy chyba się nie zdarzyło, żeby fiolka pękła w czyjejś dłoni. Oczywiście, jeśli ktoś jej specjalnie nie ściskał. Możliwe, że w nieuwadze mocniej ją skurczyłam palce, ale to ok. 3% szans. Nonsensem może też wydawać się to, że ktoś ją specjalnie natłukł. Ale skąd mógł wiedzieć, że akurat tę wezmę? Chociaż... ostatnio dziwne rzeczy dzieją się  tej szkole.
 Póki pani Hayne skończyła opatrywać moją dłoń, zadzwonił dzwonek.
- No koniec. Mam nadzieję, że szybko Ci się zagoi. Dziś nie zdejmuj jeszcze opatrunku, ale jutro wieczorem będziesz musiała przewietrzyć ranę. Przyjdź do mnie za kilka dni, to zmienimy opatrunek. No, do widzenia dziewczynki.
 Pożegnałyśmy się z pielęgniarką i wyszłyśmy na korytarz. Spojrzałam od razu na swoją zabandażowaną rękę. Biała powłoka aż świeciła w świetle słońca.
- Bardzo boli? - usłyszałam męski głos dobiegający od strony ściany.
 Odwróciłam się i zobaczyłam opierającego się o mury Ryuu. Uśmiechnęłam się pod nosem na sekundę i po chwili odpowiedziałam:
- Trochę. Zawsze mogło być gorzej - stwierdziłam krzywiąc się żartobliwie.
- Rzeczywiście. Mam nadzieję, że nic ci nie będzie. Musisz jakoś trzymać gitarę - uśmiechnął się serdecznie brunet.
 Odwzajemniłam gest chłopaka. I obróciłam się w stronę Mariny. Taa.. Spodziewałam się tego. Dziewczyna jakoś dziwnie rozpłynęła się w powietrzu. Przewróciłam oczami i kłopotliwie się uśmiechając odwróciłam się z powrotem do Ryuu.
- Wyparowała, hę? W takim razie może ja odprowadzę cię do internatu. Na pewno zwolnili cię z ostatnich lekcji, po tym, co się stało - zapewnił mnie brunet z miłym uśmiechem.
- Też, tak myślę, ale...
- Nie ma ale. Idziesz do pokoju - przerwał mi i chwycił mnie za lewą rękę.
 Szybkim tempie ruszyliśmy po schodach, a potem do wyjścia. W drzwiach mijaliśmy Dominikę. Widocznie nie zwróciła uwagę na nasze ręce i wyciągnęła rękę z telefonem. Na ekranie widniał czyjś numer komórkowy.
- Znacie ten numer? - zapytała stanowczo brunetka.
  Od razu zaczęłam kojarzyć cyfry ze znanymi mi numerami. Niestety ten numer nic mi nie mówił.
- Nie - odpowiedzieliśmy jednocześnie z Ryuu.
- Może zapytaj Jamesa. On zna tutaj wszystkich. W końcu jest przewodniczącym. - doradziłam Dominice.
- Tak! Dzięki, pa! - dziewczyna pomaszerowała szybko korytarzem na prawo.
 Razem z Ryuu ruszyliśmy znowu w stronę internatu.
 Spojrzałam znowu na moją lewą dłoń i zauważyłam na niej zaciśnięte palce bruneta. Uśmiechnęłam się pod nosem. To było bardzo przyjemne uczucie. Podobało mi się...


______________________________________

Koniec! O matko! Pragnę Was bardzo przeprosić, za taką dużą przerwę między rozdziałami! ;__; to wszystko moja wina ;// Przepraszam jeszcze raz :c
A teraz... Jak się podobał rozdział? Chyba to na chemii nie było bardzo nierealne, nie? xD
Czekam na komentarze ;*

Pozdrawiam kochane,
~Wasza Eve. ;*

2 komentarze:

  1. MIESIĄC! Cały miesiąc czekałam na ten rozdział! No, ale na szczęście już jest i muszę powiedzieć, że podoba mi się!
    Chociaż już nie bardzo pamiętam co było w poprzednich...xD
    Shipuję Dominikę i Micheala! :)
    Macie nową playlistę!
    Troche brakuje mi 1D...
    Ale jest Little Mix, One Republic i Coldplay!!! ♥♥♥
    Wielbie! :D
    Mam nadzieję, że teraz będziecie już częściej dodawać rozdziały, bo się wkręciłam! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. :D No niestety trochę się przeciągnął termin xD Przepraszam, za to bardzo mocno!
      Cieszę się, że chociaż Ci się spodobał :D Chociaż to xD
      Buahaha... ymm... Miminika! :D <3
      Phihi :3 1D zawsze można dodać ;>
      Też mam taką nadzieję i strasznie się cieszę, że chociaż ty to czytasz i komentujesz! :D

      Pozdrawiam mocno,
      ~Eve. ;*

      Usuń