poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział Dziewiąty - Sophie.

Sobota, moja ukochana, upragniona sobota! Dzień dla którego warto żyć. Dzień, w którym mogę na dłużej oderwać się od rzeczywistości. Dzień, w którym mogę spać do 12 bez żadnych konsekwencji. Niestety, rzadko udaje mi się dospać do tej 12. Tini klepała mnie w ramie swoją niewielką łapką. Po półgodzinnym stukaniu w końcu uległam. Usiałam na łóżku, i spojrzałam z lekkim wyrzutem na moją pandę. Ona tylko spojrzała na mnie tymi swoimi olbrzymimi oczami i moja złość wyparowała.
Nagle usłyszałam już dobrze mi znany dźwięk pagera.

Chyba źle mnie zrozumieliście. To wszystko dla waszego dobra. Zobaczycie jeszcze mi za wszystko podziękujecie.
                                                                                                                  ~YN

Tego już za wiele! Mam tego dosyć. On, ona, ktokolwiek, chyba sobie żartuje. Wyciąga na wierzch nasze sekrety, które staramy się ukryć i jeszcze twierdzi, że to dla naszego dobra?
- Tini, wiem, że chcesz się bawić, ale muszę iść jeszcze spać - powiedziałam do niej. Spojrzała na mnie ze zrozumieniem w oczach i kiedy znowu leżałam na miękkiej poduszce, mała położyła się obok i razem wyruszyłyśmy w podróż do krainy snów.

                                                                ~♥~

-Sophie otwieraj te drzwi, albo zawołam Johna i sam je otworzy- krzyczała, jak się domyślałam, Marina.
-Daj mi spać - mamrotałam na tyle głośno, żeby dziewczyna usłyszała.
-Daj spokój, jest 12:30. Masz dużo roboty - włączyła się Sayuri.
-UGH. Dobra wstaje - powiedziałam zła.
Wstałam z łóżka i zaczęłam szperać w szafie. Po dwudziestu-pięciu minutach wyszłam z łazienki w ciemnych rurkach i szarej, dużej bluzie z rysunkiem z jakieś kreskówki.
-Co kto chce - zgromiłam dziewczyny wzrokiem. Poczułam klepanie w kostkę. Wzięłam Tini na ręce i razem z dziewczynami wyszłyśmy z mojego pokoju.
-Dobra, widzę jak twój zwierzak na nas patrzy - zaśmiała się Marina - Idź z nią na spacer, potem pogadamy - uśmiechnęła się.
-Ok - powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
Dziewczyny powędrowały do swojego pokoju, a ja zaczęłam schodzić na dół.
Kilka chwil później siedziałam na ławce, obserwując wzrokiem Tini. Tak słodko wyglądała, kiedy tarzała się w trawie. Mam wrażenie, że czasem nie zachowuje się jak panda, ale jak pies. A nawet jeśli to co? I tak ją kocham.
-Pozwoli pani, że się dosiądę - od razu wiedziałam kto pyta. Tylko jedna osoba przy każdej możliwej okazji próbowała mnie rozśmieszyć.
-A co jeżeli odmówię - uśmiechnęłam się lekko.
 -Wtedy będę stał przy twojej ławce, aż mi pozwolisz usiąść - powiedział już swoim normalnym tonem Shane. Odszukałam wzrokiem maleństwo, które wyciągało do mnie swoje czarne łapki, wydając cicho jakieś dźwięki. Podniosłam ją i posadziłam sobie na kolanach.
-W takim razie, życzę miłego stania - popatrzyłam  mu głęboko w oczy i uśmiechnęłam się.
-Sophie, naprawdę każesz mi stać - W pewien sposób wymusił bym znowu na niego spojrzała. Zaśmiałam się krótko.
-Siadaj marudo - powiedziałam w końcu.
-CO? Ja maruda?  I kto to mówi - powiedział i zrobił focha. Normalnie jak dziewczyna!
-Ok, mogę sobie iść - zaczęłam stosować przeciw niemu jego własne chwyty. Już wstawałam z ławki z Tini na rękach, ale Shane pociągnął mnie tak, że siedziałam u niego na kolanach. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i ... pewnie gdyby nie moje maleństwo coś by między nami zaszło. Zerwałam się z jego kolan.
-My już musimy iść, bo mała marudzi - rzuciłam i zaczęłam iść w kierunku internatu. Chłopak chwycił mnie za dłoń i obrócił do siebie.
-Mam nadzieję, że dokończymy to co zaczęliśmy - dodał, tym swoim uwodzicielskim tonem, który sprawiał, że kolana mi miękły. No dobra, nie oszukujmy się, każdy jego ton, ruch czy cokolwiek z nim związane powoduje u mnie zmiękczenie kolan.
-Nic nie zaczęliśmy - powiedziałam sztywno i powolnym krokiem skierowałam się w stronę internatu.
-Sophie - zawołał. Odwróciłam się z wyczekującym wzrokiem.
-A co z naszą sztuką?
-Przyjdź do mojego pokoju po obiedzie.
-Ok. Do zobaczenia - powiedział i pomachał mi na pożegnanie.

                                                           ~♥~

Jakoś nie byłam specjalnie głodna. Dlatego zjadłam jedną czwartą obiadu i poszłam do siebie do pokoju.
Usiadłam wygodnie na  łóżku i zaczęłam myśleć. Nawet nie wiem o czym. Powoli zaczęłam się osuwać w dół a kiedy mój oddech był spokojny i miarowy - zasnęłam.
-Soph, halo. Budzimy się - czułam lekkie wstrząsy i ogromny ból głowy. -Ej, mała co jest - powiedział i spojrzał na mnie z troską. Przyłożył dłoń do mojego czoła i zmarszczył na chwile swoje.
-Nie ruszaj się, zaraz przyjdę z Leą - dodał i  już go nie było. Kasłałam raz, drugi, trzeci. Kichnęłam raz, drugi i waz z moim trzecim kichnięciem do pokoju weszła opiekunka i chłopak.
-Sophie, co się dzieje - zapytała.
-Gorączka, kaszel, katar. Pewnie się przeziębiła - powiedział Shane. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem a on dodał - Twój kaszel i twoje kichnięcia było słychać z końca korytarza.
-Jeju, dajcie spokój. Nic mi nie jest - i zakasłałam.
-Właśnie widzimy - uśmiechnęła się Lea. -Nigdzie się nie ruszasz. A ty - wskazała ręką na bruneta - jej pilnujesz. Ma leżeć w łóżku, zrozumiano - zapytała i spojrzała na nas. Kiwnęliśmy głowami. Ja z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy, a chłopak siedzący na moim łóżku z uśmiechem.
-Shane, dobrze wiesz, że nie potrzebuję niańki.
-Wiem, ale i tak z tobą posiedzę.
-Nie masz nic do roboty - zaśmiałam się słabo.
-Ja po prostu lubię z tobą siedzieć - powiedział i uśmiechnął się promiennie.
-Ok, ja idę spać. Branoc - powiedziałam i ułożyłam się w wygodnej pozycji.
Co chwilę inaczej leżałam. Nie mogłam usnąć. co chwilę moja niańka próbowała przekonać mnie, że nie usnę. Uparcie broniłam swego... do czasu.
-Dobra. Nie usnę - powiedziałam zła. Spojrzałam na chłopaka, który czytał jakąś książkę. Uśmiechał się.
ZARAZ. To nie książka. To album ze zdjęciami. Jak oparzona wstałam i podbiegłam do chłopaka. Shane wstał z krzesła i rękę, w której trzymał zdjęcia uniósł tak wysoko jak potrafił.
-Shane, oddawaj - próbowałam przekonywać chłopaka. On tylko szczerzył się jak głupi. Próbowałam doskoczyć do albumu, ale nic z tego. Teoretycznie nie powinnam mieć z tym problemów, bo między nami był tylko dziesięć centymetrów różnicy. A jednak nie dosięgałam albumu.
-Dobra, jak nie chcesz tego załatwić po dobroci... - powiedziałam z niecnym uśmiechem. Otworzyłam szafę i wyjęłam glana. Podniosłam go do góry.
-Ostatni raz proszę. Oddaj album - zagroziłam. Chłopak dalej szczerzył się jak głupi do sera.
-Sophiś, mała. Oboje dobrze wiemy, że mnie nie uderzysz.
-Zakład- spytałam i już miałam go uderzyć moim super butem, ale z cholewki wypadł nóż z czerwoną rączką. Glan wypadł mi z ręki a ja schyliłam się i wzięłam nóż do ręki.  Obróciłam nóż w rękach i zobaczyłam na nim tekst napisany czarnym markerem:

Pamiętasz?    -YN

-Shane proszę, wyjdź. Muszę zostać sama - powiedziałam ze spokojem zaciskając dłoń na rączce.
-Nie wyjdę. Nie zostawię cie teraz samej - odpowiedział stanowczo. Widział wiadomość. Ale nie to się teraz liczyło.
-Wyjdź. Błagam - próbowałam przekonać chłopaka.
-Sophie, nie i koniec kropka - obrócił mnie do siebie trzymając za ramiona. -Nie zostawię cię samej.
-Nie to nie - krzyknęłam i gdy już wyjęłam torbę z szafy,podeszłam zdecydowanym krokiem do łóżka i ją tam rzuciłam. Co chwilę chwytałam kolejne części garderoby i wrzucałam je do torby.
-Mogę wiedzieć, co ty robisz?
-To co widać. Zostaw mnie w spokoju - czułam dłonie chłopaka na moich ramionach, wyswobodziłam się z nich i kontynuowałam pakowanie.
-Sophie! Przestań - nalegał. Nie zwracałam na niego uwagi i dalej się pakowałam. Tini grzecznie na swoim posłaniu.
-Gdzie Alex - postanowiłam odbiec od tematu, dalej pakując ubrania.
-Zostawiłem go z James'em - czy ona ma na wszystko odpowiedź? - Dziewczyno, przestań się pakować. Nie wypuszczę cię stąd, zrozumiano?
-Nic nie rozumiesz! Ja nie mogę tu dłużej zostać. On, ona, ktokolwiek, wie o nas wszystko. Rozumiesz? Mnie to wykańcza - z bezsilności usiadłam na łóżku.
-Mała, masz mnie. Nie zostawię cię z tym samej, rozumiesz?
-Jeszcze. Jeszcze jesteś przy mnie - powiedziałam i znowu wstałam. Chwyciłam nóż i podeszłam do chłopaka.
-Wiesz o co chodzi - zapytałam z wyższością w głosie.
-Cięłaś się - stwierdził. Pokiwałam głową. - Ale nie widać blizn - dodał.
-A widziałeś mnie kiedykolwiek w krótkich spodenkach? Przyjrzałeś się kiedykolwiek dokładnie moim rękom? Widziałeś kiedykolwiek mój brzuch? Nie. Więc nie twierdź, że ich nie widać. One tam były, są i będą. Ja o tym wiem - dodałam. Złapał mnie za ramiona na tyle mocno bym się nie wyrwała, ale na tyle lekko, żeby mi nic nie zrobić.
-Nawet jeśli będą, to nie ma dla mnie znaczenie. Obiecuję, że nikomu nie powiem. Ale pamiętaj, będę przy tobie zawsze, ok? Jak będziesz miała problem, przyjdź do mnie i razem go rozwiążemy, ok - uśmiechnął się najpiękniej na świecie i mnie przytulił. Czułam jak po policzkach spływa mi kilka łez, ale nie mogłam się teraz rozkleić.
-Ok, ale to nic nie zmienia - powiedziałam twardo i wróciłam do wkładania ubrań do torby.
-Zostaw to!
-Nie. Wyjeżdżam i koniec kropka - chłopak znowu obrócił mnie do siebie. Próbowałam się wyrwać, biłam go pięściami w klatkę piersiową, ale to nic nie dawało. -ZOSTAW MNIE!
-Nigdy - powiedział i mnie pocałował.


*************************************************

TA DAM.
Clar romantyczka (za namową Cup ;*) musiała zakończyć pocałunkiem, a co!
Chyba nawet nie wyszło tak źle *_*
Dobra, nie przedłużając, bo dziewczyny chcą rozdział.

Mam nadzieję, że się podobał ;3
Do następnego rozdziału!
Clar

1 komentarz:

  1. W końcu znalazłam czas, żeby przeczytać nowe rozdziały!
    A więc tak...
    Bardzo fajny rozdział!
    Miejscami jakby trochę za szybko się wszystko dzieje, ale i tak jest super!
    Część od tej wiadomości od YN bardzo mi się podoba. :)
    No i te romantyczne zakończenie...
    Chociaż nie powiem, chciałabym wiedzieć coś się dalej zadziało xD
    Także tego...
    Lecę do kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń