środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział Szósty - Dominique.

Siedziałyśmy z Alice w pokoju, każda pogrążona we własnych myślach. Byłam jednak prawie pewna, że myśli mojej współlokatorki również krążą wokół tajemniczego YN. Ewentualnie wokół Jamesa.
Wpatrywałam się tępo w ozdobioną już ścianę naprzeciwko mnie. Co mógł mieć na mnie Koszmar? Co mogłam takiego zrobić...?
Chwyciłam telefon i po raz setny przeczytałam SMSa. "Lepiej ostrzeż swoje koleżanki. Wiem o was wszystko i zamierzam was dogłębnie zniszczyć."
"Jesteś następna w kolejce su*o."
"Pozdrów Alice i Jamesa, i przekaż im, że to było słodkie."
"(...) aniołku."
Cała sytuacja wydawała mi się nieco dziwna, groteskowa. Jednocześnie chciało mi się śmiać i płakać. Ktoś chce nas zastraszyć. Tylko... dlaczego? Po co?
Westchnęłam po raz kolejny, w końcu opanowując szloch. Alice spoglądała na mnie ze współczuciem, z przeciwległego łóżka, co chwila przygryzając wargę, jakby chciała coś powiedzieć. Widziałam, że coś ją gryzło. Co chwila coś kreśliła w notesie, wciąż niezadowolona.
- Co tam skrobiesz? - zapytałam, pociągając nosem.
- Sztuka dla Leasera... - mruknęła, kolejny raz coś przekreślając.
- A nie miałaś tego pisać z Jamesem... u Jamesa? - gdyby jej wzrok mógł zabijać już leżałabym martwa. - Okeeeej, nie pytałam.
Wstałam z łóżka i otworzyłam okno. Biały pokój, mimo częściowo poobklejanych plakatami ścian wciąż przyprawiał mnie o klaustrofobię. Wciąż czułam, że mi duszno. Kiedy wpuściłam jesienne powietrze do sypialni od razu poczułam się lepiej.
Zaczęłam rozglądać się po uczniach spacerujących żwirowymi alejkami. Na jednej z ławeczek dostrzegłam Sayuri Matokai - Azjatkę, której zdjęcie oglądałam pierwszego dnia w King Arthur's na jednej z tablic z najlepszymi uczniami, a także którą obrał sobie YN na pierwszy ogień. Nastolatka zdawała się być sympatyczna i miała ładny głos, więc nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ktoś mógł zrobić jej coś takiego.
Oparłam dłonie o parapet i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Bardzo różniło się od tego, które przywitało mnie w King Arthur's. Zamiast czystego błękitu i cudownego słońca pierwszego dnia w nowym miejscu, nad szkołą zawisły ciemne, burzowe chmury. Pogoda zdawała się dopasować do sytuacji. Zaczęłam przeczesywać palcami włosy, tępym wzrokiem wpatrując się w chmury. Czym podpadłam...? Komu? Niebo nie zamierzało mi odpowiedzieć. Z resztą - kto mógł to wiedzieć? Kto mógł wiedzieć, że tak perfekcyjna placówka jak King Arthur's może kryć Nasz Koszmar...?
- Dominique? - usłyszałam z dołu.
Przeniosłam wzrok z szarego nieba na chłopaka, którego oczy miały identyczny odcień jak chmury. Nie, nie mam aż tak dobrego wzroku. Po prostu już to wiem.
- Michael - odparłam, wychylając się trochę bardziej.
- Zastanawiałem się, czy to ty - bąknął. - Dobrze wiedzieć, które to twoje okno - wzruszył ramionami i ruszył dalej przed siebie.
Cofnęłam się i zamknęłam okno. Tego człowieka nie sposób było ogarnąć. Zdawało się, że o wszystkich wiedział dużo. Może za dużo...
- Cholerne domysły - warknęłam pod nosem, przy okazji odwracając uwagę Alice od jej zabazgranych kartek. Dziewczyna przypatrywała mi się chwilę, po czym wróciła do przerwanego zajęcia.
Czułam w sobie rosnącą kulę negatywnych uczyć. Postanowiłam ją rozładować. Szybko wskoczyłam w dres, chwyciłam MP4 i wypadłam z pokoju... wprost na Jamesa.
- Cześć... - uśmiechnął się niepewnie chłopak. - Jest Alice... w środku?
- Tak... Ale nie wiem czy chce się z tobą wiedzieć - mruknęłam, nie patrząc mu w oczy. - I nie, lepiej nie wchodź i nie sprawdzaj.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, wkładając po drodze słuchawki do uszu. Kiedy wyszłam z budynku owiał mnie chłodny wiatr, aż zadrżałam. Poprawiłam kucyk i ruszyłam przed siebie, pod nosem podśpiewując z moim ulubionym zespołem. Żwirowa ścieżka chrzęściła pod moimi trampkami w rytm piosenek Baseballsów. Ludzie wokół mnie zatopieni byli w lekturze bądź rozmowach. Wszystko wyglądało tak bajecznie. Niczym z broszurki. Sama dobrze wykształcona, wyedukowana młodzież. Tak jak chcieliby to widzieć wszyscy rodzice. Poczułam pojedynczą łzę powoli spływającą po moim policzku. Otarłam ją szybkim ruchem i przyspieszyłam, skręcając przy jednej z ławek. Oczywiście jednak, moje szczęście mi sprzyjało i poślizgnęłam się na małych kamyczkach. Mało brakowało, a wpadłabym na wymijaną przeze mnie ławkę. Szybko odzyskałam równowagę i już miałam ruszyć dalej, kiedy poczułam czyjąś dłoń na moim nadgarstku. Odwróciłam się i napotkałam spokojne spojrzenie ciemnych oczu. Nagłe łaskotanie w brzuchu i spięcie wszystkich mięśni mimo woli nie ułatwiało mi niczego.
- Cześć John - przywitałam się, wyciągając słuchawkę z jednego ucha.
- Płakałaś - powiedział tylko dokładnie studiując moją twarz.
Uniosłam tylko brew i wyszarpnęłam rękę z uścisku. Stałam chwilę bezczynnie nad nim, bawiąc się kabelkiem od słuchawek. Po chwili jednak opadłam obok niego na ławeczkę.
- Tak - wzruszyłam ramionami, a on jak gdyby nigdy nic przytulił mnie.
- Cokolwiek by się nie działo, będzie dobrze! Tylko...
- Nie, nie przejdę na buddyzm. Ale robaczków staram się już nie zabijać - zaśmiałam się w jego szyję.
Jego ręka głaskała mnie uspokajająco po plecach, druga tkwiła na mojej talii. Owinęłam go rękami w pasie i wsłuchiwałam się w jego ciche słowa pocieszenia. Tak, od razu go polubiłam. Kiedy Sophie nas sobie przedstawiła po uśmiechu i błysku w oku wyczułam bratnią duszę. Stwierdziłam, że musi być z niego świetny przyjaciel i chociaż tym razem się nie pomyliłam.
- Dziękuję - wyjąkałam po jakimś czasie, kiedy już wiatr zrobił po swojemu porządek z moim kucykiem. - Naprawdę wielkie dzięki... - uśmiechnęłam się lekko, wyplątując się z jego uspokajających objęć i wkładając słuchawki z powrotem do uszu.Pomachałam chłopakowi, który pożegnał mnie szczerym uśmiechem i pobiegłam dalej. Chmury wciąż zwisały nad King Arthur's i wszystko zapowiadało tylko ciszę przed burzą. "Jesteś następna w kolejce..." Kilka słów wciąż krążyło po mojej głowie. Czegokolwiek by to nie znaczyło, musiałam zacząć się pilnować.
***
- Chyba byłaby pora zacząć projekt - z uśmiechem poklepałam bruneta po ramieniu.
Trwała kolacja, szczękały sztućce, trzaskały talerze, buzie uczniów się nie zamykały. Lea dyskutowała z moją współlokatorką, siedząca naprzeciwko Marina opowiadała coś żywiołowo Sayuri, a mój sąsiad z drugiej strony (który okazał się moim partnerem na zajęciach teatralnych) wpatrywał się uparcie w swoją sałatkę. Miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą w interancie, z którą nie rozmawia.
- Chyba - odparł lakonicznie.
- To kiedy i gdzie? - zapytałam wesoło, niezrażona jego brakiem zaangażowania. - Musimy to zrobić na poniedziałek, a pewnie jutro będzie pytał jak nam idzie...
- Mhym... - odparł tylko.
Odetchnęłam, nabrałam na widelec trochę sałatki i zaczęłam powoli przeżuwać. Srebrzyste oczy chłopaka spacerowały po jego pełnym talerzu. Co jakiś czas jednak zaczynały swoją wędrówkę po twarzach otaczających go osób. Po chwili byłam z nim twarzą w twarz.
- To jak robimy? - zapytałam szybko, nagle bardzo spięta.
- Północ, park. Przyjdź, jeśli nie tchórzysz - szepnął, odsuwając krzesło i wymykając się cicho z jadalni.
***
- Alice... wychodzę - szepnęłam, wciąż stojąc przy otwartym oknie.
- No to idź już - wyburczała dziewczyna, wtulając się w poduszkę.
Chwilę jeszcze wpatrywałam się w cień sunący w stronę jednej z ławek nim ruszyłam się i wymknęłam cicho z internatu. W kanciapce stróża paliło się światełko, ale modliłam się, żeby mnie nie zauważył. Niczym strzała pokonałam korytarz i już stałam przed budynkiem, próbując zorientować się, gdzie jest Michael. Na oślep pomknęłam przez park. Po chwili odnalazłam ławeczkę w cieniu buka i bruneta rozpartego na niej wygodnie z puszką w ręce.
- O nie, nie mów, że pijesz na terenie szkoły i jeszcze...
- Cicho siedź - warknął. - Zróbmy tę sztukę i miejmy z głowy.
Wzruszyłam ramionami i otworzyłam notes.
- To jak robimy...?
- Wymyśl coś - odparł, upijając łyk. - Tylko proszę, nie chcę nic przesłodzonego.
- Jasne, nie lubię słitaśnych kiczowatych historyjek - gładko skłamałam. - Więc tragedyjka - mruknęłam i przygryzłam ołówek. - Może czasy obecne - zaproponowałam, na co kiwnął głową.
- Jedna zagubiona dziewczyna, zbyt miękka by odmawiać, zbyt wrażliwa by zostawić. Taki toksyczny związek - kontynuował, wymachując puszką z piwem.
- Na koniec on umrze. Z przepicia - dodałam.
- Tak więc zabieraj się do pisania - powiedział tylko, wstał z ławki i poszedł przed siebie.
- Michael! - krzyknęłam za nim niepewnie. - Dokąd ty idziesz? Trzeba zająć się dialogami i... - zniknął mi z oczu.
Zostałam sama, na ławce. Nade mną zwisały groźnie wyglądające ciemne chmury a wokół mnie panowała totalna ciemność. Cudownie.
***
Poranek był ciężki. Nawet bardzo. Przez pół nocy (od kiedy wróciłam do pokoju) Michael stał pod naszym oknem i krzyczał. Alice chyba spała, albo udawała, że nie słyszy. Przesiedziałam ten czas zawinięta w koc, na moim łóżku z telefonem w ręku. Wciąż nie mogłam przestać myśleć o YN.
- Ej, uważaj - usłyszałam nagle.
Tuż przede mną stał ciemnowłosy chłopak o zniewalającym uśmiechu. Nagle stwierdziłam, że King Arthur's to raj dla singielek szukających przystojniaków. Jednak dla dziewczyn robiących sobie odwyk od chłopaków to niezła szkoła przetrwania.
Po chwili skojarzyłam imię rówieśnika.
- Wybacz, Thomas - szepnęłam i spuściłam wzrok, próbując ukryć rumieńce.
- Nic się nie stało - roześmiał się. - Ale mało brakowało. Dominique, tak?
- Dominika - sprostowałam nieśmiało.
- W porządku - wzruszył ramionami. - Może być i Dominika. Idziesz na śniadanie...? - zapytał, a ja przytaknęłam. - Wiesz, że szłaś w zupełnie inną stronę?
Ze zdziwieniem odkryłam, że chłopak ma rację.
- Zamyśliłam się - burknęłam, chcąc się usprawiedliwić. - A ty? Na śniadanie?
- Tak. Chodź, pójdziemy razem, bo jeszcze znów pomylisz drogę - wyszczerzył zęby i ruszył w stronę jadalni.
Moje miejsce między roześmianą Leą i wpatrzonym w nietkniętą kanapkę Michaelem czekało na mnie. Uśmiechnęłam się do bruneta i czmychnęłam na swoje krzesło.
- Wyspany? - mruknęłam do chłopaka siedzącego obok mnie, pogryzając tosty.
- Tak - odparł beztrosko, wciąż ze wzrokiem utkwionym w kanapce.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, po czym stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy. Zaczęłam rozmyślać nad naszą "jednoaktówką".
- Michael, ale czy oni... - zaczęłam, obracając głowę w jego stronę.
Ale jego już nie było. Zamiast szarych tęczówek zobaczyłam czułe, ciemne spojrzenie Johna. Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do pożerania kanapki.
***
Lekcje mijały w miarę szybko. Mi głównie na skrobaniu dialogów, a nauczycielom na próbach zaciekawienia nas przedmiotem i tłumaczeniu ogólnych zasad panujących na lekcjach.
Na jednej z przerw podeszłam do Michaela, by pokazać mu moje małe dzieło. Nie zdążyłam jednak otworzyć ust, kiedy wokół nas rozdzwoniły się Pagery. Brunet odwrócił się ode mnie i wyciągnął swój sprzęt. Czym prędzej zrobiłam to samo.
Na ekraniku zobaczyłam zdjęcie przedstawiające mnie w starej spranej koszuli na tle kontenera na śmieci.
Co nasza, zdawałoby się idealna, nowa koleżanka kryje pod tą cudowną maską? Po co udaje? Czyżby komuś zachciało się spróbować królewskiego życia w murach King Arthur's? Jej wtargnięcie w nasze życie może mieć niemiłe konsekwencje... Sami się jeszcze przekonacie!
~ YN
Ręce zaczęły mi drżeć. Chłopak stojący obok mnie odwrócił się na pięcie i odszedł nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem. Z kolei wielu innych, stojących na korytarzu wpartywało się we mnie irytującym wścibskim wzrokiem. Uroczo.
___________________________
Dadadadaaaaaaam. Jest i rozdział. Nie jestem z niego zadowolona, coś mi nie gra i brakuje mu prawdziwej atmosfery, ale cóż, nie zawsze się udaje ;) Następny będzie lepszy, mam nadzieję ;3
W każdym razie - dziękuję mojej kochanej Pauli za motywację. Dzięki Tobie zmagałam się z tym rozdziałem dwie noce pod rząd. Mam nadzieję, że warto było ;)
Życzę weny kolejnym autorkom w naszej bezkolejnościowej kolejce xD
Buziale,
Wasza Cupcake.
PS Będę wdzięczna, jeżeli któraś z Was, kochane moje współautorki wyjustuje nam wszystkie rozdziały ;) Tyle chciałam dodać. ;P
PS2 Słucham odgłosów kotów zza okna... to nieco dziwne.
PS3 Jestę zebrę.
PS4 Jest krótki jak na nasze.KAPSowe rodziały *szok!*
PS4 Wybaczcie moje głupoty - cegła ze mnie.

2 komentarze:

  1. W końcu przeczytałam! :)
    Dziękuję za podziękowania xD
    NIE OGARNIAM BOHATERÓW! Za dużo ich xD
    Nie było Jamesa... i z niewiadomych przyczyn coraz bardziej lubię Michaela... (btw. to jego spotkała Alice w kuchni, tak..? Gubię się...)
    Huhuhu i jednak wymyśliłaś coś mega na ten sekret Domi ^^
    Gorąco mi... za gorąco...
    Czekam na kolejny rozdział :)

    xx Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idąc za Twoją sugestią postanowiłyśmy odpowiadać na komentarze, więc...
      Ty nie masz za co dziękować xD To ja dziękuję xD
      Z bohaterami jeszcze się ogarniesz, jeszcze trochę i wszystko będziesz miała w małym paluszku ;>
      James był! Przez moment ale był xD I nie mam pojęcia dlaczego zaczynasz lubić Michaela! I jak tak możesz! I tak, to on był w kuchni z Alice ^^
      Tak, wymyśliłam ;>
      Boże, ja to się topię -,-

      Dzięki wielkie za to, że nam komentujesz ;* Bardzo nam wszystkim milutko *.*
      Także tego...
      Buziaczki!

      Twoja Cupcake.

      Usuń