sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział Piąty - Alice.

Wtorek, 3 września, godzina 5:54 czasu lokalnego.
Dlaczego wszytko dzieje się tak szybko? Z dnia na dzień, wydarzenia nabierają tempa i nim się obejrzymy opuszczamy rodzinę, lądujemy 60 mil od domu na zupełnie obcym sobie terenie i nie zdajemy sobie sprawy, jak dalej potoczy się nasze życie. Nie spodziewałam się, że wszystko może w ciągu zaledwie paru dni zmienić się w tak drastyczny sposób. Takie rzeczy tylko w filmach? Cóż, niemiła niespodzianka.
King Arthur's wygląda dokładnie tak jak na wszystkich broszurach. Przerażające. Jest tu pedantycznie czysto, a biel ścian przywraca o zawrót głowy. Zadbałam o to, by nad moim łóżkiem zrobiło się troszkę bardziej kolorowo i udekorowałam swoje terytorium plakatami. Mam zamiar domalować kiedyś coś własnoręcznie, ale chyba jeszcze nie przyszła na to pora. Na razie cudem wywalczyłam miejsce na tablicy korkowej, by przymocować fotografie, które zrobiłam podczas wakacji. Dominika bywa strasznie uparta.
Dzisiejszy dzień zapowiada się dość spokojnie. Wczorajsze ognisko było podobno wielkim sukcesem. Trochę żałuję, że nie poszłam, ale sam rozumiesz, że nagła przeprowadzka to nie taka prosta sprawa, potrzebowałam odpoczynku. A czy go zaznałam? Nie licząc Jamesa, który cztery razy przed imprezą pukał do drzwi, by upewnić się czy na pewno nie idę, a potem siłą wyrzucał mi ciuchy z walizki, bym się przebrała i zeszła z nim na dół? Można tak powiedzieć.
Ostatniej nocy wcale nie zmrużyłam oka. Nie mogę spać przez cały ten natłok myśli. Chyba mam za dużo spraw na głowie jak na zwyczajną siedemnastolatkę. Ciężko jest mi się pozbierać. Duszę się od tego wszystkiego. Mam wrażenie jakby jakiś gruby łańcuch zaciskał mi się wokół szyi i nie pozwalał wyswobodzić. Od kiedy wyjechałam z Oxfordu do Londynu, coraz częściej myślę o powrocie do domu, ale niestety już nie mam takiej możliwości. Babcia z chęcią by mnie przyjęła, ale nie mogę zawieść taty. Obiecałam mu coś, a więc dotrzymam słowa. 
Teraz leżę cały czas w łóżku. Za oknem wolno wstaje słońce, ale nie widać go przez zachmurzone niebo. Trzeba będzie się podnieść. Odezwę się wieczorem.
XOXO, 
Alice.

Wygramoliłam się spod kołdry i nałożyłam na bose stopy miękkie kapcie. Na ramiona zarzuciłam szlafrok i wolnym krokiem podeszłam do klatki stojącej tuż przy oknie. Wielobarwny ptaszek obrócił główkę w moją stronę i na mój widok zaćwierkał cicho. Nasypałam mu do miseczki trochę ziarenek, po czym rozejrzałam uważnie po pokoju.
- Stefanie - zwróciłam się szeptem do papugi, która zerknęła na mnie kiwając głową, jakby słuchała - Nie widziałaś tu gdzieś może czajnika do kawy?
Kiedy nie uzyskałam odpowiedzi, postanowiłam sama poprowadzić dochodzenie. Na początku uważnie przemierzyłam naszą sypialnię, starając się poruszać jak najciszej, czyli w moim przypadku przewracać jak najmniejszą ilość rzeczy, by nie obudzić Dominiki, potem przeszukałam łazienkę, a kiedy i to nie przyniosło efektu wyszłam na korytarz. Nie dziwiąc się, że o szóstej rano nikogo tam nie ma, zwinnym krokiem skierowałam się ku schodom, a potem przeskakując po dwa stopnie na raz, prosto na parter. Gdzieś tam musiała być kuchnia. Niczym ninja penetrowałam wzrokiem kolejne pomieszczenia. W tym pałacu było tyle pokoi, że można by się zgubić. Kiedy trafiłam spojrzeniem na pokoik stróża serce mi stanęło. Światełko w małej kanciapie było zapalone, co znaczyło, że siwy mężczyzna, o którym w ciągu ostatniej doby nasłuchałam się bardzo dużo i wcale nie były to historie z happy endem, nie śpi. Wskoczyłam prędko za filar i przełknęłam ślinę.
Co zrobi kiedy mnie tu nakryje? A może powinnam podejść i zapytać się, gdzie jest kuchnia?
Zaraz jednak puknęłam się w głowę. Pomyślałam, że może uda mi się obejść jakoś jego budkę, kiedy do moich nozdrzy doszedł znakomity zapach świeżo zrobionej kawy i trochę mniej przyjemny opar z papierosowego dymu. Wychyliłam lekko głowę i tuż za wejściem do świątyni stróża, ujrzałam lekko uchylone kuchenne drzwi, które aż prosiły się, żeby tam zajrzeć. W myślach ułożył mi się arcygenialny plan, którego powodzenie było tak prawdopodobne jak śnieg w czerwcu. Musiałam spróbować.
Pod wpływem adrenaliny padłam plackiem na (wyszorowaną jakby szczoteczką do zębów) podłogę i zaczęłam się czołgać w kierunku otwartych do połowy drzwi. Byłam już bardzo blisko, właśnie przemykałam pod oknem kanciapy, kiedy nagle z kuchni wysunął się wysoki chłopak. Wstrzymałam oddech. Nie widziałam go na rozpoczęciu i nieczęsto zwracałam na niego uwagę na zajęciach. Miał dość ciemne włosy i szare (lub niebieskie [?]) oczy. Spojrzał na mnie pytająco nie kryjąc lekkiego zdziwienia i rozbawienia. No tak, pewnie nie często na korytarzu płaszczy przed nim jakaś dziewczyna w niebieskim szlafroku. Uśmiechnęłam się do niego z miną typu "tak jakoś wyszło", przytknęłam palec do ust i wskazałam kątem oka stróża.
- Taaak, ale wiesz, że rano możesz chodzić po internacie bez problemu, prawda? - spytał ledwo powstrzymując się od uniesienia kącików ust w górę - Poza tym... Kiepsko się skradasz. Słyszałem jak przewróciłaś kosz na śmieci.
Zaśmiałam się, starając ukryć swoje zażenowanie. Szybko podniosłam się w górę i otrzepałam piżamę. Zerknęłam w prawą stronę, gdzie stróż za szybką patrzył się na mnie podejrzliwie.
- Teleportacja - szepnęłam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał, po czym, czując na sobie spojrzenie nieznajomego chłopaka weszłam do kuchni.
Niedopałek papierosa leżał na popielniczce, czekając na powrót właściciela, a gorący kubek świeżej kawy stał na kremowym blacie, rozsiewając zapach po całym dolnym piętrze. Westchnęłam cicho spoglądając na nieskazitelną, maleńką kuchnię, którą szpeciły jedynie okruszki po niedojedzonej babeczce na stoliku.
- Więc... To tutaj mogę przychodzić zrobić sobie rozpuszczalną z podwójnym cukrem i potrójnym mlekiem? - spytałam okręcając się przodem do chłopaka, który niezauważalnie wszedł za mną i teraz zaciągał się fajką.
Kiwnął głową wypuszczając z ust smugę dymu. Odkaszlnęłam.
- Wiesz, że sobie szkodzisz? To paskudne uzależnienie.
- Nigdy nie paliłem - mruknął tak cicho, że ledwie go zrozumiałam.
- To dlaczego palisz?
- A dlaczego ty nie palisz?
- To... - zaczęłam, ale po chwili uśmiechnęłam się - Jest dobre pytanie.
Uniósł brwi jakby dziwiąc się z odpowiedzi, po czym zagryzł policzek od wewnętrznej strony jakby w zamyśleniu.
- Po co tu przyszłaś? - spytał po chwili, odrywając moją uwagę od parującego kubka na blacie.
- Napić się kawy.
Spojrzał na mnie pytająco. Dopiero po chwili zorientowałam się, że do tej pory nie wstawiłam nawet wody. Pokręciłam głową śmiejąc się lekko i chwytając za ucho czajnika.
- Weź moją. To już trzecia.
Zerknęłam na niego wyczekująco, jakby spodziewając się, że zaraz się zaśmieje, krzycząc, że to żart, ale on tylko dalej stał wgapiając się we mnie, bez żadnego widocznego skrępowania. Niepewnie chwyciłam za ucho kubka i wymruczałam ciche "dzięki". Zanurzyłam wargi w ciepłym napoju z dużą ilością mleka. Uśmiechnęłam się pod nosem wpatrując w czubki swoich futrzanych bamboszy.
- Jak się nazywasz? - spytał po chwili, ponownie przeszywając mnie wzrokiem na wylot.
- Alice - szepnęłam odwzajemniając spojrzenie.
Uśmiechnął się.
- Nie przyszłaś tu do mnie, prawda?
- Myślisz, że gdybym cię szukała, czołgałabym się po ziemi w piżamie, okryta jedynie szlafrokiem z gniazdem dla wiewiórek na głowie? - zaśmiałam się.
- Nie wiem, dziewczyny mają różne, dziwne sposoby, by zwrócić na siebie uwagę.
Omal nie wyplułam kawy.
- Proszę?
- Pff, brzydki nie jestem - stanął przede mną prężąc muskuły.
Wyszczerzyłam zęby odpychając go od siebie.
- Może i nie, ale na pewno nie w moim typie.
Uniósł ze zdziwieniem brwi, ale kiedy zobaczył, że nie żartuję, spuścił je z powrotem.
- Ty też w moim nie jesteś - prychnął, robiąc minę rozkapryszonego dziecka.
Zachichotałam.
- Niby dlaczego?
- Nie znoszę brązowych oczu.
- Och, to wiele tłumaczy - powiedziałam z udawaną powagą, kiwając twierdząco głową.
Tym razem to on się zaśmiał. Odstawiłam kubek do zlewu i umyłam go. Uśmiechnęłam się ponownie do chłopaka i już miałam wychodzić, kiedy coś mi się przypomniało.
- A właściwie to kim ty jesteś?
Wytrzeszczył oczy.
- Serio nie wiesz?
Pokręciłam głową.
- Cóż... W takim razie... Michael Sharp - wyciągnął do mnie rękę - I wiedz, że zawsze jesteś mile widziana  mojej kawiarence.
Skłonił się całując mnie w dłoń. Ponownie zaczęłam się śmiać po czym sama mu się "odkłoniłam" i opuściłam przytulną kuchnię.

* * *

- To jest twój pager - powiedziała do mnie Lea, opiekunka piętra siedemnastolatków.
Chwyciłam małe urządzenie wielkości dłoni i przyjrzałam mu się uważniej. Zawieszone było na rzemyku, miało wyświetlacz, który zajmował prawie całą powierzchnię ustrojstwa i dwa boczne przyciski dotykowe. Jeden zielony, drugi czerwony. Poza tym cała obudowa była srebrna.
- Nie zgub go - dodała blondynka kiwając mi palcem przed twarzą - Służy do komunikacji między nauczycielami, a uczniami. Wszyscy profesorowie i opiekunowie w całej King Arthur's mają prawo wysyłać wam powiadomienia. Wiadomość taka trafia do uczniów w calutkiej akademii, dlatego nauczyciele piszą na początku do kogo tyczy się informacja. To o wiele prostsze niż bieganie po szkole czy wieszanie kartek na tablicach korkowych - uśmiechnęła się - Miej go zawsze przy sobie. Nikt nie może ci go odebrać, bo wtedy zostanie wydalony ze szkoły. Są to dość drogie urządzenia, mimo że zastąpiły je już telefony komórkowe. 
- Obiecuję, że u mnie się nie zawieruszy - wyszczerzyłam się przypinając mały gadżet do klucza od pokoju, którego dostałam w pakiecie.
- Mam nadzieję. A teraz śmigaj na lekcję, wasza matematyczka nie znosi czekać!

* * *

Szłam sprężystym krokiem przez zaludniony korytarz. Powoli chyba zaczynałam oswajać się z tym całym królewskim klimatem panującym w akademii. Moja koszula, dzięki Dominice z powrotem stała się biała, więc mogłam dumnie wkroczyć na lekcje, nie wstydząc się swojego ubioru. Matma z wicedyrektorką, przebiegła o dziwo spokojnie. Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś gorszego. Zmierzałam teraz prosto pod klasę od historii za cel mając jedynie naukę, kiedy coś zagrodziło mi drogę. Uniosłam spojrzenie i natknęłam się na niebieskie, wciągające tęczówki.
- Czego chcesz, James? - syknęłam słabym głosem, ostatkami woli zwracając wzrok na jego uśmiechającą się szelmowsko twarz.
- Mamy razem projekt, nie pamiętasz już? - wyszczerzył się poprawiając torbę na ramieniu - Kiedyś w końcu musimy się spotkać.
Jęknęłam.
- A nie mogę tego odwalić za ciebie i z głowy?
- Nie - powiedział stanowczo, szukając mojego spojrzenia, ale skutecznie go unikałam - Możesz po lekcjach przyjść do mojego pokoju.
- Ha! I jeszcze czego?
- Skoro wolisz siedzieć w zatłoczonym parku i rozmawiać ze mną na oczach wszystkich lub co gorsza pokazać Dominique jakie naprawdę są nasze relacje to...
Zagryzłam dolną wargę.
- Nie znoszę cię - burknęłam i wyminęłam go ruszając dalej w stronę sali historycznej.
Pager, od kiedy go dostałam, zabrzęczał już ze dwa razy... O, proszę trzy. Nacisnęłam zielony guziczek i wyświetliłam treść wiadomości.
Od kucharki.
Dziś na obiad kurczak pieczony z frytkami i surówką...
Dotknęłam czerwonego przycisku wyłączając powiadomienie. Pod klasą czekała już na mnie Domi. Weszłyśmy do środka wymijając tę samą Azjatkę, którą widziałam wczorajszego dnia na rozpoczęciu. Tę samą, z którą zawarłam "milczący pakt koleżeństwa". Uśmiechnęłam się do niej i do jej ciemnowłosej towarzyszki z wetkniętym na głowę 'krasnalem'. Potem zahaczyłam ramieniem o blondynkę, która ostatnim razem oblała mnie sokiem, i którą ostatnim razem potrąciłam na rowerze. Czy już wtedy wiedziałam, że z tymi paroma dziewczynami połączy mnie coś więcej niż tylko koleżeńskie stosunki i odpisywanie lekcji? Czy miałam świadomość, że wkraczając w progi tej akademii, zostanę wciągnięta, w coś, co będzie mnie dręczyć po nocach i objawiać się w najgorszych koszmarach? Oczywiście, że nie. Ale właśnie tam wszystko się zaczęło. 
Usiadłam w ławce z Dominiką, chcąc uniknąć kolejnej konfrontacji z Jamesem i w ogóle, wszystkimi innymi chłopakami. Miałam dość całego ich gatunku, całej tej wrednej, paskudnej, ale wprost uroczej i urzekającej płci. Spojrzałam na naszą nauczycielkę i... Szczerze mówiąc trochę mnie zatkało. Przed nami stała niska i pulchna cyganka, cała obwieszona szalami, chustami i wszelkiego rodzaju błyskotkami. Uśmiechnęła się, patrząc na nas z czułością i satysfakcją. Zaintrygowała mnie już od pierwszej chwili. Przedstawiła się nam jako Aishe Rossa Mirga, 69-letnia kobieta, która pracuje w tej szkole od niepamiętnych czasów i nie wyobraża sobie życia bez tego zawodu. Wysłuchaliśmy krótkiego wykładu na temat jej przeszłości, tego kim jest i czego będzie nauczać. I kiedy powiedziała nam, że pora rozpocząć pierwszą lekcję... Pagery. Pagery całej klasy zabrzęczały na tę samą melodię. Nikt nie poruszył się dopóki Aishe nie skinęła przychylnie głową, uśmiechając się. Wszyscy, oprócz mnie, wyjęli mobilne urządzenia i zaczęli czytać. Postanowiłam, że będę tą dobrą i nie będę sobie psuła atmosfery lekcji, ale kiedy zobaczyłam minę Domi, wiedziałam, że coś jest nie tak. Cała klasa spojrzała nagle na przód, gdzie siedziała, kuląca się teraz pod stołem Azjatka. Czym prędzej wyjęłam swojego Pagera i przeczytałam treść. Na końcu przełknęłam głośno ślinę i ze współczuciem zwróciłam się w stronę dziewczyny.

Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Człowiek się zmienia, w człowieku zachodzą zmiany... Nie. Człowiek jest zawsze taki sam, tylko albo jest dobrym aktorem, albo ma naprawdę bogatych rodziców. Którym z tych argumentów kierowała się nasza kochana Say Matokai zarzucając sieć? Bezbronny ptaszek ostrzący sobie kły na jednego z najprzystojniejszych chłopców w szkole? Oj, biedny, niczego nieświadomy Ryuu. 
Kochane aniołki, miejcie się na baczności, bo nigdy nie wiadomo kiedy diabeł zaatakuje. Pamiętajcie, licho nigdy nie śpi, a ja jestem waszym kluczem do zbawienia. Uchronię was przed każdą podstępną osobą w tym akademiku. Tak, wasze sekrety już nie są bezpieczne. Wyciągnę z was każdą najbrudniejszą sprawę, choćbym miała szukać jej do ostatniej kropli krwi... Jestem z wami cały czas. A więc... 
Buziaczki!
Miejcie się na baczności. Jeszcze o mnie usłyszycie...
~ Your Nightmare (YN)

* * *

Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Czułam się skołowana i miałam tak potwornego doła, że najlepiej zaszyłabym się gdzieś i nie wychodziła do końca życia. Ale przecież po zajęciach musiałam iść robić głupi projekt dla głupiego Leasera, na głupi teatr z głupim Jamesem. Nie rozumiałam dlaczego dostaliśmy tą wiadomość ani czy jest prawdziwa, ani kto ją wysłał, ale... Nie podejrzewałam nikogo z nauczycieli. Po co miałby to któryś z nich robić? Może po prostu... Włamali im się do systemu czy coś?
Podeszłam pod pokój 67 (który, jak na ironię, mieścił się dokładnie naprzeciwko mojego) i zastukałam trzy razy. Po kilku męczących sekundach oczekiwania, otworzył mi James. Uśmiechnął się na mój widok i przepuścił mnie w drzwiach. Wolnym krokiem przemierzyłam przedpokoik i wkroczyłam do sypialni. Mieściły się tam trzy łóżka. Ściana przy jednym z nich była czerwona, poobklejana plakatami i zdjęciami, zapełniona podpisami i wielokolorowymi naklejkami. Zerknęłam pytająco na bruneta, ale on tylko uśmiechnął się i wręczył mi w rękę pisak. Niechętnie podeszłam do ściany i zrzuciłam torbę z ramienia. Napisałam w rogu "Alice" i oddałam chłopakowi marker. Na posłaniu w kącie chrapał smacznie pies, rasy golden retriever. Rozejrzałam się jeszcze trochę po zagraconym pokoju, o mało nie wywracając sztalugi stojącej po środku. Po schwytaniu w locie jakiejś fotografii, stwierdziłam, że lepiej będzie usiąść. Niebieskooki wskazał mi swoje łóżko. Niechętnie przystałam na propozycję, a brunet usadowił się koło mnie.
- Too... Na jaki temat piszemy sztukę? - zapytałam lekko drżącym głosem wyjmując kartkę i długopis.
- Romans? - odparł po chwili patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Chodziło mi o drugi, poboczny temat - burknęłam.
- Wiesz, pewnie wszyscy zrobią dramaty lub fantasy. W naszym wypadku postawiłbym na komedię - uśmiechnął się pokazując wszystkie swoje białe zęby.
Poczułam jak jego ramię ociera się o moje. Odsunęłam się lekko w bok.
- Okej - odchrząknęłam - Czas akcji.
- Hmmm średniowiecze?
- W porządku. To w takim razie bohaterowie. Co powiesz na taki "konflikt pochodzeń"?
- Królewna i wieśniak?
Zaśmiałam się.
- Coś w ten deseń.
- W porządku to... Gdzie się poznają?
- Park? Rynek?
- Park. Okoliczności?
- Wieśniak na rowerze wpada na królewnę.
- Śmieszny wątek?
- Eee... Ona wlatuje do fontanny?
Zaśmiał się.
- Spoko czyli wieśniak na rowerze potrąca królewnę, która wlatuje do fontanny. Tu powinna być romantyczna scenka, jak ich spojrzenia się stykają...
- A potem na wieśniaka gołąb robi kupę.
James skrzywił się.
- Chcesz popsuć uroczą scenkę?
- A i owszem.
Pisanie sztuki przychodziło nam z łatwością, co było okropnie dziwne. Nie krępowałam się przy nim śmiać ani rzucać głupimi pomysłami, bo za każdym razem, gdy to zrobiłam, on mówił coś jeszcze mniej mądrego. Nie zauważyłam nawet, kiedy jego prawa ręka znalazła się tuż za moimi plecami. Nie zauważyłam, kiedy nasze kolana się zetknęły ani kiedy znaleźliśmy się tak blisko siebie. Zauważyłam, że James bardzo wiele rzeczy robi niezauważalnie.
- Okej, są na balu - zaśmiałam się ponownie, nie mogąc powstrzymać drobnych łez, czających się w kącikach oczu - Trzeba w końcu dać im możliwość zbliżenia się do siebie, nie? Bez żadnych wpadek.
Wyszczerzył się.
- No dobra, więc... Tańczą tego walca - powiedziałam notując coś, już na 10 stronie - Spoglądają sobie w oczy, chwila napięcia i wtedy...
- Całują się - wymruczał mi do ucha James, a mnie po ciele przebiegły drobne ciarki.
Ciepły oddech owiał moją szyję, co wywołało u mnie dreszcze. Poczułam nagle, jak onieśmielająca jest ta bliskość z chłopakiem, którego nienawidzę od zawsze. Miałam ochotę wyjść. Odwrócić się i wyjść, ale sztuka jeszcze nie była skończona, a poza tym wszystkim, coś jednak nie pozwalało mi tego uczynić. Sekundy wydłużały się, a słowa wypowiedziane przez chłopaka zawisły w powietrzu owiane mgłą tajemniczości.
Tylko nie patrz mu w oczy, nie patrz mu w oczy!
Zwróciłam głowę w jego stronę i wpadłam prosto na niebieskie tęczówki.
No to po mnie.
Nie chciałam tego. Ten arogancki, zadufany w sobie idiota, zrobił coś, czego nie powinien. Przekroczył granice. Złamał święty, milczący pakt, zawarty przez nas jeszcze w podstawówce. Przysunął swoją twarz bliżej mojej i pocałował mnie. Zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam oczy. Miałam wrażenie jakbym posmakowała lata. Ciepłe promienie słońca, szum fal, słodycz i rozkosz zimnych lodów, nocne ogniska, godzinne pikniki... To wszystko było zebrane w jednym, mimowolnie odwzajemnionym przeze mnie pocałunku. Nasze wargi pasowały do siebie idealnie, ale już po chwili odskoczyłam od chłopaka jak oparzona. Spojrzał na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem i zasępił się.
- Przepraszam - wyszeptał, kiedy w pośpiechu zbierałam swoje rzeczy.
Nie odwróciłam się. Wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami i z całych sił trzymając kciuki za to, by ten dzień okazał się tylko snem. Niestety nie spodziewałam się, że może być jeszcze gorzej. Wparowałam do pokoju rzucając torbę w kąt. Otworzyłam drzwi sypialni i przez łzy dostrzegłam trzęsącą się na łóżku, załamaną Domi. Wierzchem dłoni otarłam słone krople z policzków i podeszłam do dziewczyny. Usiadłam koło niej i objęłam ją od tyłu.
- Co jest? - powiedziałam zachrypniętym głosem, czując jeszcze w ustach smak Jamesa.
Napad zduszonego szlochu wstrząsnął nią ponownie. Palcem wskazała leżący na ziemi telefon. Sięgnęłam po niego i odblokowałam go. Na wyświetlaczu pojawił się 1 nowy SMS. Otworzyłam go i poczułam jak robi mi się słabo.

Podobała ci się dzisiejsza wiadomość? Jesteś ciekawa co będzie dalej? Lepiej ostrzeż swoje koleżanki. Wiem o was wszystko i zamierzam was dogłębnie zniszczyć. Kiedy z wami skończę, nie będzie czego zbierać. Jesteś następna w kolejce su*o. 
Pozdrów Alice i Jamesa, i przekaż im, że to było słodkie.
Kolorowych snów, aniołku.
Buziaczki,
YN.


 ~ ~ ~

Napisałam xD Nie wiem, co o tym sądzicie, ale myślę, że jest znośnie :P 
Tylko jakoś krótki wyszedł :C
Życzę weny kolejnej osobie, która jest w kolejce i nie rozpisuję się, bo nie wiem co napisać.
Dziękuję Cup za całonocne wsparcie w pisaniu tych wypocin, kocham cię ;*

Buziaczki,
Kath ^^

1 komentarz:

  1. Wow, wow, wow!!!
    Dziewczyno, kocham cię!
    To jest booooskie!
    Uwielbiam takie klimaty! Prawie jak w PLL xD
    Jestem twoją fanką!

    Czekam na następny rozdział! :)

    xx Paula

    OdpowiedzUsuń