Czasem tak już jest. Wszystko wariuje. Świat się wali. Życie daje Ci kopa w cztery litery. W miłości się nie wiedzie. Z rodzicami nie da się znaleźć wspólnego języka. Młodsza siostra działa na nerwy. Obiekt uczuć jest Twoim przyjacielem, co więcej "spowiada" Ci się ze swoich wszystkich miłostek.
Codziennie jednak radzisz innym co powinni zrobić by im było lepiej. Codziennie podnosisz wszystkich wokół na duchu. Codziennie chodzisz uśmiechnięta jak gdyby nigdy nic.
Czasem tak już jest. Mała kupka nieszczęścia udaje radosną gumową piłeczkę.
***
Ledwie stanęłam na żwirze, a już pożegnał mnie chrzęst kół na drodze. Po czerwonym porsche ciotki został tylko ledwo wyczuwalny zapach benzyny. Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam wykonać kroku. Gapiłam się przed siebie, nie wierząc własnym oczom. Fotografie nie oddawały tego, co właśnie widziałam.
Przede mną rozciągał się długi mur z czerwonej cegły. Przypomniały mi się wielokrotne wycieczki do Malborka. Krzyżacy... Uśmiechnęłam się sama do siebie. Moje myśli galopowały jak szalone wspominając całe moje polskie życie. Zaczynając od zdjęć, na których jestem cała umazana w jakimś deserku, poprzez niejasne wspomnienia zabaw na podwórku i zajęć w szkole, aż do tych ostatnich, najświeższych...
Nie chciałam o tym myśleć. Nie wtedy. Wyrwałam się z zamyślenia i zmusiłam nogę do ruchu. Zaczęłam powoli iść w stronę wejścia budynku. Im bliżej byłam tym bardziej zawiązywał mi się żołądek. To miejsce zdawało się być moim przekleństwem i zbawieniem. Moją wolnością i ubezwłasnowolnieniem. Tu wszystko miało się zmienić. Miało być zupełnie inaczej.
Stanęłam przed wielkimi, drewnianymi wrotami. Ich wielkość mnie przytłaczała. Czułam się jeszcze mniejsza niż zawsze, mimo wysokich obcasów. Czułam się przytłoczona tym wszystkim. Gdyby wtedy wyszedł ktoś i mi pomógł... byłam taka samotna i zagubiona.
Sięgnęłam do klamki i ją nacisnęłam. Drzwi ustąpiły, a mnie owiał przyjemny chłodek. Powoli weszłam do szkoły. Wnętrze od razu mnie urzekło. W tamtym momencie byłam wdzięczna ciotce Dolores, że wysłała mnie właśnie tu, do King Arthur's Private School. Zaczęłam żałować godzin poświęconych kłótniom i wydzwanianiu do rodziców (oczywiście, że nie mieli zamiaru odebrać). Poczułam się jak księżniczka na zamku. Marmurowe podłogi i te ściany, które tak kojarzyły mi się z malborskim zamkiem...
- Przepraszam, młoda damo... - wyrwało mnie z zamyślenia.
Obok mnie stał wysoki mężczyzna z lekko siwymi dredami.
Uśmiechał się przyjaźnie. Białe zęby i błyszczące wesoło oczy wyróżniały się na tle ciemnej skóry.
- Yy... Dzień dobry panu - ukłoniłam się grzecznie.
- Masz ciekawy akcent - zauważył. - Musisz być tą nową, Dominique Marie, zgadza się?
- Dominika Marie.
- W porządku, Dominique. Pewnie chcesz najpierw się odświeżyć. Idź tym korytarzem prosto. Wyjdziesz na dziedziniec. Później chodnikiem, podkreślam CHODNIKIEM prosto, aż wyjdziesz za mury. Później powinnaś wpaść gdzieś na któregoś ze stróżów lub opiekunów internatów - uśmiechnął się.
- Dominika - poprawiłam go. - Dziękuję... - mruknęłam. - A pan jest...?
Mężczyzna odwrócił się i ruszył przed siebie, cicho coś podśpiewując.
- Uwielbiam być ignorowana - mruknęłam po polsku i przewróciłam oczami.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam posłuchać dziwnego człowieka. Ruszyłam korytarzem, ciągnąc za sobą walizki i rozglądając się wokół. Zaczęłam wyobrażać sobie, że jestem średniowieczną księżniczką paradującą w długiej do ziemi, ciężkiej sukni po swoim pałacyku. Po chwili jednak księżniczkę zbyt zainteresowały wywieszone na ścianach tablice z najlepszymi uczniami. Przyglądałam się im, zastanawiając się, czy i mi uda się tu wylądować. Po chwili postanowiłam ruszyć dalej. Zerkałam to na wywieszone tablice, to przez okna na wypielęgnowane przyszkolne ogrody. Wszystko było takie idealne... Znów odezwała się we mnie mała księżniczka. Szłam wyprostowana z dumnie uniesioną głową. Spoglądałam to w jedną, to w drugą stronę jakbym kontrolowała stan mojego zamku. Wręcz czułam, że zaraz wyjdą zza zakrętu służący i z pytaniami: "Co podać panience?" zaczną mi usługiwać.
Zaśmiałam się. Siedemnastolatka wyobrażająca sobie, że jest księżniczką. Niedorzeczne.
Pociągnęłam walizki do okna i zaczęłam obserwować kilkoro uczniów korzystających z ostatniego dnia lata. Była wyśmienita jak na Anglię pogoda. Nie padało. Słońce pieściło promieniami. Cudownie...
Westchnęłam i ruszyłam dalej. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. A ja wciąż wyglądałam przez wielkie okna na uczniów, myśląc nad tym, z którymi przyjdzie mi się uczyć. W końcu dotarłam do drzwi, które miały prowadzić na szkolny dziedziniec.
Kiedy wyszłam na zewnątrz od razu poczułam promienie słońca na skórze. Uwielbiałam to. Kojarzyło mi się z wakacyjnym plażowaniem. W moich stronach nie brakowało jezior toteż zawsze znalazło się miejsce do kąpieli czy opalania. Zaczęłam zastanawiać się, czy tu w okolicy jest jakieś miejsce do pływania. Postanowiłam, że zapytam kogoś przy najbliższej okazji.
Trawniki były równe, nie za długie, jednak wyglądem zachęcały, by się na nich położyć. Sporo osób skorzystało ze swoistego zaproszenia i opalało się siedząc w trawie. Miałam ochotę podejść i się zapoznać jednak stwierdziłam, że lepiej najpierw rozpakuję walizki.
Ruszyłam chodnikiem przed siebie wciąż podziwiając piękne otoczenie. Nie spodziewałam się, że tak szybko mi się tu spodoba. Kiedy ciocia mówiła, że jest tu pięknie nie wierzyłam jej. W sumie nawet nie chciałam jej słuchać. Pokręciłam z politowaniem głową nad własną głupotą i bezsensownym uporem.
Szłam przed siebie ciągnąc walizki. W końcu, czując na sobie ciekawskie spojrzenia opalających się rówieśników, dotarłam do bramy w murze. Tu miałam trafić na kogoś z internatu. Zaczęłam rozglądać się wokół siebie. Dostrzegłam tylko chudą blondynkę, która śmiała się podając piłkę jakiemuś chłopakowi. Stwierdziłam, że muszą być uczniami, a co za tym idzie mieszkańcami internatu King Arthur's. Zdecydowałam, że podejdę i zapytam co i jak.
- Ym... Hej - uśmiechnęłam się. - Szukam jakiegoś stróża czy opiekuna... Jestem nowa i chciałabym się rozpakować, czy coś...
- Dominika, tak? - zapytała dziewczyna.
Przytaknęłam.
- Jestem Lea - wyciągnęła do mnie dłoń. - Będę twoją opiekunką piętra.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. Przecież... wygląda na moją rówieśniczkę!
- Miło mi panią poznać - uścisnęłam niepewnie jej rękę.
- Mów mi po imieniu - zaśmiała się. - Nie lubię czuć się staro.
- Hm... W porządku - pokiwałam głową.
- Więc, Dominika... Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju. Shane, później z tobą pogram - krzyknęła do chłopaka, kiedy już wchodziła po schodach najbliższego budynku.
Blondyn puścił do mnie oko, uśmiechnął się (przy czym jak zauważyłam zrobiły mu się cudne dołeczki w policzkach) i poszedł gdzieś.
- Dominika, idziesz...?
- Tak, tak - powiedziałam i podniosłam swoje walizki.
Po chwili już stałam we wnętrzu internatu King Arthur's. Może nie było tu tak zachwycająco jak w szkole, ale budynek miał w sobie coś intrygującego. Lea stała przy dyżurce i zawzięcie gestykulując coś komuś tłumaczyła. Domysliłam się, że opiekunka dyskutuje ze stróżem (tak, metoda dedukcji, niczym Sherlock). Po chwili odwróciła się na pięcie i szybko do mnie podeszła.
- Twoja współlokatorka też będzie nowa - uśmiechnęła się do mnie i podała mi kluczyk. Na breloczku obok numeru pokoju wyryty był napis: "Uśmiechnij się. Ktoś Cię kocha!". Zaśmiałam się.
- Miłe...
- Taaaaa... - Lea wzięła ode mnie jedną walizkę. - Chodź, pokażę ci pokój.
Blondynka pociągnęła mój bagaż korytarzem. Szła dosyć szybko, a przechodząc obok dyżurki pokazała stróżowi język.
- Tego pana nie lubimy - szepnęła, na co wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Ciiiiszej...
- O-okeeej - wydyszałam.
Wspinałyśmy się po kamiennych schodach. Czarna balustrada okazała się bardzo przydatna już po pierwszym piętrze.
- Coś ty tam napakowała - mruknęła Lea. - Kamienie?!
Pokręciłam głową, wciągając walizkę na kolejny stopień.
Męczyłyśmy się z bagażami całe trzy piętra. "Dlaczego musiałam dostać pokój taaaaak wysoko?!" - pomyślałam. W końcu Lea zaczęła ciągnąć moją walizkę w stronę jednego z korytarzy.
- To tu - wskazała mi drzwi. - Rozgość się, a ja idę pograć z chłopakami - puściła do mnie oczko i już jej nie było.
Wsadziłam klucz do zamka i go przekręciłam. Odetchnęłam głęboko i popchnęłam drzwi, które bez skrzypnięcia ochoczo się przede mną otworzyły ukazując mój pokój. Do głównego pokoju prowadził korytarz o ścianach w kolorze kawy z mlekiem. Po lewej od wejścia znajdowały się brązowe drzwi, które (jak sprawdziłam) ukrywały dość sporą łazienkę. Po prawej z kolei wisiała mała tablica korkowa z pustymi karteczkami i powbijanymi w kształt uśmiechniętej buźki pinezki. Zawiesiłam na niej klucze i przeszłam prosto, do kolejnych brązowych drzwi. Za nimi znalazłam właściwy pokój: jasne ściany, duże okno z szerokim parapetem, dwa łóżka przy których stały małe szafeczki i lampka, dwa biurka i zawieszone nad nimi tablice korkowe, dwie szafy, dwa regaliki, na ścianach zawieszone proste półki - wszystko rozstawione symetrycznie jak odbicia lustrzane. Pociągnęłam walizki wgłąb. Pomieszczenie wyglądało na kompletnie nieużywane. Żadnych zarysowań, śmieci, nawet kurzu. Było przerażająco pedantycznie. Nie należę do brudasów, ale czułam się tu nieco nieswojo.
Zrzuciłam buty i padłam na łóżko. Lekko zapadłam się w materac. Westchnęłam z ulgą. W porównaniu z moim posłaniem u ciotki poczułam się jak w raju.
Sięgnęłam do torby po MP4 i włożyłam słuchawki na uszy. Pedantycznie białe wnętrze źle na mnie działało. Przypominało mi moją starą szkołę i... Nie chciałam o tym myśleć.
Wstałam z łóżka i wrzuciłam odtwarzacz do kieszeni. Wciąż wsłuchując się w głosy mojego ulubionego zespołu i cicho podśpiewując pod nosem zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy otworzyłam szafę znalazłam w niej granatowy mundurek szkolny na wieszaczku. Westchnęłam. Kolejne wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy. Zarządzenie ministra oświaty i beznadziejne szkolne stroje. Kasa wyrzucona w błoto... Tu jednak ubiór był bardziej do przyjęcia.
Wyjęłam ubrania i postanowiłam je przymierzyć, kiedy poczułam coś na ramieniu. Zaskoczona podskoczyłam, uderzając w kogoś, kto stał za mną. Wyjęłam słuchawki z uszu i obróciłam się. Zielone oczy wpatrywały się we mnie ze śmiechem.
- A to pa... ty - odetchnęłam. - Wystraszyłaś mnie.
- Wybacz - zaśmiała się Lea. - Chciałam się zapytać, czy nie masz ochoty pograć z nami. Ludzie chcą cię poznać - mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Przypomniał mi się blondyn spod internatu. "Chcą poznać... mnie?"
- Ym... Niezbyt lubię sporty... - pokręciłam głową.
- Cóż... - opiekunka piętra przerzuciła długie włosy przez ramię. - Chciałam pomóc...
- Lea... Nie mogę jakoś inaczej? Naprawdę jestem cienka...
- ...nie przesadzaj! - przerwała mi. - Jak chcesz możemy zmienić dyscyplinę... - zastanowiła się chwilę. - Co powiesz na rundkę badmintona?
Zrzuciłam buty i padłam na łóżko. Lekko zapadłam się w materac. Westchnęłam z ulgą. W porównaniu z moim posłaniem u ciotki poczułam się jak w raju.
Sięgnęłam do torby po MP4 i włożyłam słuchawki na uszy. Pedantycznie białe wnętrze źle na mnie działało. Przypominało mi moją starą szkołę i... Nie chciałam o tym myśleć.
Wstałam z łóżka i wrzuciłam odtwarzacz do kieszeni. Wciąż wsłuchując się w głosy mojego ulubionego zespołu i cicho podśpiewując pod nosem zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy otworzyłam szafę znalazłam w niej granatowy mundurek szkolny na wieszaczku. Westchnęłam. Kolejne wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy. Zarządzenie ministra oświaty i beznadziejne szkolne stroje. Kasa wyrzucona w błoto... Tu jednak ubiór był bardziej do przyjęcia.
Wyjęłam ubrania i postanowiłam je przymierzyć, kiedy poczułam coś na ramieniu. Zaskoczona podskoczyłam, uderzając w kogoś, kto stał za mną. Wyjęłam słuchawki z uszu i obróciłam się. Zielone oczy wpatrywały się we mnie ze śmiechem.
- A to pa... ty - odetchnęłam. - Wystraszyłaś mnie.
- Wybacz - zaśmiała się Lea. - Chciałam się zapytać, czy nie masz ochoty pograć z nami. Ludzie chcą cię poznać - mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Przypomniał mi się blondyn spod internatu. "Chcą poznać... mnie?"
- Ym... Niezbyt lubię sporty... - pokręciłam głową.
- Cóż... - opiekunka piętra przerzuciła długie włosy przez ramię. - Chciałam pomóc...
- Lea... Nie mogę jakoś inaczej? Naprawdę jestem cienka...
- ...nie przesadzaj! - przerwała mi. - Jak chcesz możemy zmienić dyscyplinę... - zastanowiła się chwilę. - Co powiesz na rundkę badmintona?
***
Odbijałam zawzięcie lotkę. Starałam się pokazać z jak najlepszej strony.
Wokół mnie i Lei zebrał się spory tłum. Jakiś chłopak za mną liczył nasze odbicia. Nie grałyśmy jak w prawdziwego badmintona. Robiłyśmy wszystko, żeby nie przestać odbijać lotki. Za Leą stał Shane, chłopak spod internatu i zdawał się przyglądać nam uważnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy bym go polubiła.
- Dominique, skup się! - usłyszałam gdzieś obok mnie jakąś dziewczynę.
- Jestem skupiona - warknęłam, kolejny raz celnie uderzając.
Po jakimś czasie odbijanie zaczęło się robić nudne.
- Ja się poddaję - westchnęła Lea i puściła lotkę, która śmignęła jej tuż nad głową. - Dobra jesteś! Kti chce zagrać z Dominiką...?
Nie było chętnych. Uśmiechnęłan się lekko rozglądając się wokół. Po chwili nieśmiało z tłumu wyszła drobna blondynka. Chwyciła rakietkę od opiekunki piętra i uśmiechnęła się do mnie lekko złośliwie.
- Przegrasz - mówił jej wzrok.
Odbijałyśmy chwilę. Dziewczyna nieźle sobie radziła, ale do Lei się nie umywała. Co chwila wysyłała w moją stronę "ściny". Zaczęło mnie zastanawiać jej zachowanie.
- No nie! - blondynka źle wycelowała rakietką i lotka przeleciała tuż obok niej.
Kącik ust uniósł mi się w triumfalnym uśmiechu. Blondynka rzuciła rakietkę i przepchnęła się przez tłum w stronę internatu.
- Kto to był...? - zapytałam nieśmiało.
- Nie przejmuj się, to tylko Yv...
Pokiwałam lekko głową. Miałam nadzieję, że nie wpadnę z nią w konflikt przez głupią grę.
- Chce ktoś zagrać...? - mruknęłam, schylając się po rakietkę.
Ktoś jednak mnie wyprzedził. Podniosłam wzrok napotykając niebieskie spojrzenie.
- Gramy?
Pokiwałam głową zahipnotyzowana błękitnymi tęczówkami. Chłopak, którego miałam przed sobą miał kręcone, ciemne włosy i słodki uśmiech.
Zaczęliśmy grać. Było całkiem przyjemnie. Po jakimś czasie jednak w końcu znudziła się nam gra.
- Niezła jesteś - brunet błysnął zębami, podając mi rakietkę. Miałam odnieść sprzęt stróżowi. - Zaprowadzić cię?
- Tam akurat trafię - zaśmiałam się.
- To może cię oprowadzić...? Wiesz, jestem w szkolnym samorządzie, powinienem dbać o nowych...
- To powiedz mi może jak masz na imię - zaczęłam iść w stronę internatu.
- Nie przedstawiłem się? Ale gafa - mruknął. - Więc jestem James Lucas Price.
- Miło mi - wzruszyłam ramionami. - Jak ja się nazywam wiesz...
- Tak! Dominique Marie Larsen.
- Po pierwsze Dominika, po drugie Larrson.
- Okeeeeej, wybacz! - James podniósł ręce w obronnym geście.
Zaśmiałam się pod nosem. "Chyba polubię Jamesa..." - pomyślałam.
Chłopak otworzył przede mną drzwi internatu i puścił mnie przodem. Szłam prosto do dyżurki, w której spodziewałam się znaleźć stróża. Brunet człapał tuż za mną.
W małym okienku dojrzałam starszego mężczyznę w garniturze. Siedział do mnie bokiem, jednak już z profilu wyglądał na kogoś niemiłego, niewyrozumiałego, konsekwentnego i chyba przede wszystkim na surowego. Musiałam się zgodzić z Leą (swoją drogą zadziwiająco łatwo mówić jej po imieniu a nie per pani) - tego pana raczej nie da się lubić. Mimo to z uśmiechem zapukałam w szybkę, chcąc zwrócić na siebie uwagę stróża. Starszy mężczyzna powoli obrócił się na krześle. Kiedy jego pogardliwy wzrok padł na mnie zmroziło mnie od środka, ale nie dałam się zastraszyć i wciąż trwałam z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Pan Cutberry (nazwisko przeczytałam na plakietce) niechętnie otworzył okienko.
- Czego chcesz?
- Pani Barber prosiła o oddanie sprzętu - kiedy wypowiedziałam nazwisko opiekunki zauważyłam grymas na twarzy mężczyzny.
- To daj to - ostrożnie przez okienko przekazałam rakietki i lotkę. - W porządku.
- Do widzenia... - powiedziałam nieśmiało i się wycofałam, oczywiście wpadając na Jamesa, stojącego tuż za mną. - Wybacz.
- Wpadaj na mnie ile chcesz - wyszczerzył się. - Chodź, oprowadzę cię po internacie i szkole i tak dalej... - złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć przed siebie.
Moje mięśnie zdecydowanie protestowały. Poczułam jak wszystkie mimowolnie mi się napinają. Próbowałam je rozluźnić, ale mi nie wychodziło... jak często.
Wokół mnie i Lei zebrał się spory tłum. Jakiś chłopak za mną liczył nasze odbicia. Nie grałyśmy jak w prawdziwego badmintona. Robiłyśmy wszystko, żeby nie przestać odbijać lotki. Za Leą stał Shane, chłopak spod internatu i zdawał się przyglądać nam uważnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy bym go polubiła.
- Dominique, skup się! - usłyszałam gdzieś obok mnie jakąś dziewczynę.
- Jestem skupiona - warknęłam, kolejny raz celnie uderzając.
Po jakimś czasie odbijanie zaczęło się robić nudne.
- Ja się poddaję - westchnęła Lea i puściła lotkę, która śmignęła jej tuż nad głową. - Dobra jesteś! Kti chce zagrać z Dominiką...?
Nie było chętnych. Uśmiechnęłan się lekko rozglądając się wokół. Po chwili nieśmiało z tłumu wyszła drobna blondynka. Chwyciła rakietkę od opiekunki piętra i uśmiechnęła się do mnie lekko złośliwie.
- Przegrasz - mówił jej wzrok.
Odbijałyśmy chwilę. Dziewczyna nieźle sobie radziła, ale do Lei się nie umywała. Co chwila wysyłała w moją stronę "ściny". Zaczęło mnie zastanawiać jej zachowanie.
- No nie! - blondynka źle wycelowała rakietką i lotka przeleciała tuż obok niej.
Kącik ust uniósł mi się w triumfalnym uśmiechu. Blondynka rzuciła rakietkę i przepchnęła się przez tłum w stronę internatu.
- Kto to był...? - zapytałam nieśmiało.
- Nie przejmuj się, to tylko Yv...
Pokiwałam lekko głową. Miałam nadzieję, że nie wpadnę z nią w konflikt przez głupią grę.
- Chce ktoś zagrać...? - mruknęłam, schylając się po rakietkę.
Ktoś jednak mnie wyprzedził. Podniosłam wzrok napotykając niebieskie spojrzenie.
- Gramy?
Pokiwałam głową zahipnotyzowana błękitnymi tęczówkami. Chłopak, którego miałam przed sobą miał kręcone, ciemne włosy i słodki uśmiech.
Zaczęliśmy grać. Było całkiem przyjemnie. Po jakimś czasie jednak w końcu znudziła się nam gra.
- Niezła jesteś - brunet błysnął zębami, podając mi rakietkę. Miałam odnieść sprzęt stróżowi. - Zaprowadzić cię?
- Tam akurat trafię - zaśmiałam się.
- To może cię oprowadzić...? Wiesz, jestem w szkolnym samorządzie, powinienem dbać o nowych...
- To powiedz mi może jak masz na imię - zaczęłam iść w stronę internatu.
- Nie przedstawiłem się? Ale gafa - mruknął. - Więc jestem James Lucas Price.
- Miło mi - wzruszyłam ramionami. - Jak ja się nazywam wiesz...
- Tak! Dominique Marie Larsen.
- Po pierwsze Dominika, po drugie Larrson.
- Okeeeeej, wybacz! - James podniósł ręce w obronnym geście.
Zaśmiałam się pod nosem. "Chyba polubię Jamesa..." - pomyślałam.
Chłopak otworzył przede mną drzwi internatu i puścił mnie przodem. Szłam prosto do dyżurki, w której spodziewałam się znaleźć stróża. Brunet człapał tuż za mną.
W małym okienku dojrzałam starszego mężczyznę w garniturze. Siedział do mnie bokiem, jednak już z profilu wyglądał na kogoś niemiłego, niewyrozumiałego, konsekwentnego i chyba przede wszystkim na surowego. Musiałam się zgodzić z Leą (swoją drogą zadziwiająco łatwo mówić jej po imieniu a nie per pani) - tego pana raczej nie da się lubić. Mimo to z uśmiechem zapukałam w szybkę, chcąc zwrócić na siebie uwagę stróża. Starszy mężczyzna powoli obrócił się na krześle. Kiedy jego pogardliwy wzrok padł na mnie zmroziło mnie od środka, ale nie dałam się zastraszyć i wciąż trwałam z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Pan Cutberry (nazwisko przeczytałam na plakietce) niechętnie otworzył okienko.
- Czego chcesz?
- Pani Barber prosiła o oddanie sprzętu - kiedy wypowiedziałam nazwisko opiekunki zauważyłam grymas na twarzy mężczyzny.
- To daj to - ostrożnie przez okienko przekazałam rakietki i lotkę. - W porządku.
- Do widzenia... - powiedziałam nieśmiało i się wycofałam, oczywiście wpadając na Jamesa, stojącego tuż za mną. - Wybacz.
- Wpadaj na mnie ile chcesz - wyszczerzył się. - Chodź, oprowadzę cię po internacie i szkole i tak dalej... - złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć przed siebie.
Moje mięśnie zdecydowanie protestowały. Poczułam jak wszystkie mimowolnie mi się napinają. Próbowałam je rozluźnić, ale mi nie wychodziło... jak często.
***
Po całym dniu wrażeń pragnęłam tylko porządnego prysznica, Baseballsów i wygodnego łóżka.
Ciepła woda spływała po mnie strumieniami, a ja fruwałam myślami aż do Polski. Wspominałam początek wakacji, który nie zapowiadał takich zmian w moim życiu. Nieświadoma istnienia ciotki Dolores siedziałabym pewnie na moim fotelu zajadając lody lub usiłując zrobić sobie pasemko bez użycia farby. A teraz? Stałam pod prysznicem w internacie angielskiej szkoły prywatnej. Jeden z kolegów z klasy, którego dopiero co poznałam zdawał się mną interesować. Stwierdziłam, że Jamesa nie da się nie lubić. Jest sympatyczny i zabawny, ale jednocześnie inteligentny. Cieszyłam się, że poznałam go tak szybko.
Wyszłam spod prysznica, wskoczyłam w piżamę, zawinęłam włosy w ręcznik i poczłapałam do przeraźliwie białego pokoju. Postanowiłam, że niedługo zajmę się przemalowaniem go...
Ciepła woda spływała po mnie strumieniami, a ja fruwałam myślami aż do Polski. Wspominałam początek wakacji, który nie zapowiadał takich zmian w moim życiu. Nieświadoma istnienia ciotki Dolores siedziałabym pewnie na moim fotelu zajadając lody lub usiłując zrobić sobie pasemko bez użycia farby. A teraz? Stałam pod prysznicem w internacie angielskiej szkoły prywatnej. Jeden z kolegów z klasy, którego dopiero co poznałam zdawał się mną interesować. Stwierdziłam, że Jamesa nie da się nie lubić. Jest sympatyczny i zabawny, ale jednocześnie inteligentny. Cieszyłam się, że poznałam go tak szybko.
Wyszłam spod prysznica, wskoczyłam w piżamę, zawinęłam włosy w ręcznik i poczłapałam do przeraźliwie białego pokoju. Postanowiłam, że niedługo zajmę się przemalowaniem go...
***
Księżyc pięknie świecił zza chmur. Niebo było prawie czyste, tylko kilka obłoczków zasłaniało pojedyncze gwiazdy. Zapragnęłam poczuć nocny wiatr na twarzy i ten zapach nocy... Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę okna, kiedy kątem oka zauważyłam ruch na sąsiednim posłaniu. Czyżbym przeoczyła przyjazd współlokatorki...? Nagle z materaca zeskoczył ciemny kształt. Już po chwili był przy mojej nodze. Wpatrywał się we mnie wielkimi zielonymi oczami, jakby chciał mi coś przekazać. Okręcił się kilka razy wokół siebie, otarł się o moją nogę i pomknął do drzwi. Stał przy nich wyraźnie na coś czekając. Powoli do niego podeszłam co powitał zadowolonym pomrukiem. Kot zerkał to na mnie to na klamkę, jakby mówiąc mi co mam zrobić. Niepewnie wykonałam nieme polecenie zwierzaka i otworzyłam drzwi. Wyszedł dumnym krokiem, stanął przed drzwiami i znów wpatrywał się we mnie. Po chwili zrozumiałam, że kot próbuje mnie gdzieś zaprowadzić. Zaczęłam po cichu przemierzać za nim korytarze jak jeszcze wcześniej z Jamesem. Przypominałam sobie, co o czym mówił i to, jak trzymał mnie za rękę. Mimowolnie uśmiechnęłam się kilka razy wspominając jak jego słowa wywoływały u mnie fale gorąca...
Kot wyszedł na zewnątrz. Zerknęłam na moje bose stopy i zdecydowanie zawróciłam do środka. Kot stał przede mną. Wpatrywał się we mnie wściekle. Odwrócił się i pomknął przed siebie. Po chwili wahania ruszyłam w stronę mojego pokoju. Schody jednak zdawały się poruszać. Na półpiętrze zobaczyłam mojego kota przewodnika, z pilotem w łapie. Co chwila naciskał jakieś guziczki, a schody zdawały się przesuwać coraz szybciej na moją niekorzyść. Tak bardzo chciałam żeby przestał... Chwyciłam się barierki schodów, wskoczyłam na nią i zaczęłam po niej maszerować w górę. Nagle coś przestało mi pasować. Od kiedy ja potrafię chodzić po poręczy? Zeskoczyłam gładko obok kota, który wpatrywał się we mnie z autentycznym niedowierzaniem. Rzucił w moją stronę pilot i pobiegł dalej. Nie zwracając nie niego uwagi ruszyłam do swojego pokoju. Kiedy w końcu tam dotarłam zwierzak leżał zwinięty w kulkę na parapecie okna, jednak... był różowy. Podeszłam do niego, by się mu przyjrzeć jednak wtedy on zniknął. Oparłam się o parapet i otworzyłam okno. Owiał mnie ciepły, jeszcze letni wiatr i...
... to właśnie mnie obudziło. Trzymałam rękę na klamce, a z dołu ktoś mi się przyglądał. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, nawet bez okularów, dostrzegłam biały T-Shirt. Coś ścisnęło mi się w żołądku. Dopiero po chwili zrozumiałam dziwne zachowanie mojego organizmu i zaczęłam głęboko oddychać, by uspokoić skołatane nerwy spowodowane snem i wspomnieniami. Zaczęłam odsuwać się od okna, kiedy usłyszałam:
- Ej, nowa! Possszzssnamy sssssię...?
- Może kiedy indziej - pisnęłam, poznając po głosie, że chłopak nieźle sobie popił.
- Śsssslicznoctkko... Zarassszzzsss u ciebie będę...
Ze strachu zamknęłam okno, jednak krzyki chłopaka nadal były słyszalne.
- Jessssstem Michael! Zarassszzsss przsssssyjdę...
Pobiegłam do drzwi wejściowych i zablokowałam je dokładnie. Tak, bałam się i to bardzo.
Kot wyszedł na zewnątrz. Zerknęłam na moje bose stopy i zdecydowanie zawróciłam do środka. Kot stał przede mną. Wpatrywał się we mnie wściekle. Odwrócił się i pomknął przed siebie. Po chwili wahania ruszyłam w stronę mojego pokoju. Schody jednak zdawały się poruszać. Na półpiętrze zobaczyłam mojego kota przewodnika, z pilotem w łapie. Co chwila naciskał jakieś guziczki, a schody zdawały się przesuwać coraz szybciej na moją niekorzyść. Tak bardzo chciałam żeby przestał... Chwyciłam się barierki schodów, wskoczyłam na nią i zaczęłam po niej maszerować w górę. Nagle coś przestało mi pasować. Od kiedy ja potrafię chodzić po poręczy? Zeskoczyłam gładko obok kota, który wpatrywał się we mnie z autentycznym niedowierzaniem. Rzucił w moją stronę pilot i pobiegł dalej. Nie zwracając nie niego uwagi ruszyłam do swojego pokoju. Kiedy w końcu tam dotarłam zwierzak leżał zwinięty w kulkę na parapecie okna, jednak... był różowy. Podeszłam do niego, by się mu przyjrzeć jednak wtedy on zniknął. Oparłam się o parapet i otworzyłam okno. Owiał mnie ciepły, jeszcze letni wiatr i...
... to właśnie mnie obudziło. Trzymałam rękę na klamce, a z dołu ktoś mi się przyglądał. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, nawet bez okularów, dostrzegłam biały T-Shirt. Coś ścisnęło mi się w żołądku. Dopiero po chwili zrozumiałam dziwne zachowanie mojego organizmu i zaczęłam głęboko oddychać, by uspokoić skołatane nerwy spowodowane snem i wspomnieniami. Zaczęłam odsuwać się od okna, kiedy usłyszałam:
- Ej, nowa! Possszzssnamy sssssię...?
- Może kiedy indziej - pisnęłam, poznając po głosie, że chłopak nieźle sobie popił.
- Śsssslicznoctkko... Zarassszzzsss u ciebie będę...
Ze strachu zamknęłam okno, jednak krzyki chłopaka nadal były słyszalne.
- Jessssstem Michael! Zarassszzsss przsssssyjdę...
Pobiegłam do drzwi wejściowych i zablokowałam je dokładnie. Tak, bałam się i to bardzo.
***
- Pobuuuudka! - usłyszałam pukanie w drzwi.
Po chwili zwlokłam się z łóżka i otworzyłam Lei.
- Siemanko śpioszku - uśmiechnęła się. - Za pół godziny uroczyste śniadanie, a potem rozpoczęcie w szkole, więc radzę się pośpieszyć!
I już jej nie było. Zamknęłam drzwi i przeszłam do łazienki, żeby nieco się ogarnąć po prawie nieprzespanej nocy. Po chwili wyglądałam jak ja (oczywiście do człowieka to daleeeeko), więc przeszłam do pokoju po mundurek. Wskoczyłam szybko w granatowo biały strój ze złotymi elementami, przejrzałam się w lusterku i już byłam gotowa.
Szybko zbiegłam po schodach na sam dół. James pokazał mi stołówkę, więc bez problemu do niej trafiłam.
W dużej, wypełniona nastolatkami sali głównym punktem były cztery długie, drewniane stoły z podostawianymi do nich krzesełkami. Wokół nich uwijały się panie w białych fartuszkach, życząc wszystkim smacznego. Nie było jednak słychać stukania sztućców. Wszyscy czekali, aż będzie nas komplet.
Lea pomachała do mnie z drugiego od prawej stolika. Między nią a jakimś chłopakiem było wolne miejsce. Ochoczo tam usiadłam i uśmiechnęłam się promiennie do wszystkich wokół. Nastąpiła wymiana uścisków i powitań, ale żadnego z imion nie zdołałam zapamiętać.
Nagle rozległo się stukanie. Wszyscy kompletnie zamilkli. Na środku sali stał pan Cutberry.
- Moi drodzy... - zaczął. - Zaczyna się kolejny rok dla was w tej placówce. Mam nadzieję, że będzie równie owocny w dobre oceny jak i poprzedni. Pokażcie klasę. Uczycie się w King Arthur's, która ma swoje zasady. A zasad trzeba przestrzegać. I jak co roku za nie przestrzeganie ich grożą surowe kary. Tyle ode mnie. Smacznego. Chłopak, który siedział obok mnie na śniadaniu miał niesamowicie szare oczy i złoty zegarek na ręku. Nie chciał ze mną rozmawiać.
"Nie to nie" - pomyślałam, zajadając się podanymi potrawami.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy wszyscy zaczęli powoli wstawać od stołów i ustawiać się w grupki przy swoich opiekunach. Lea pociągnęła mnie za sobą.
- Poczujcie się jak w przedszkolu - uśmiechnęła się do nas. - Proszę parami!
Stanęłam obok Lei pewna, że nikt nie będzie chciał stać z nową, jednak za sobą pociągnął mnie jakiś chłopak. Po chwili poznałam w nim chłopaka spod internatu - Shane'a. Uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy w stronę wyjścia z internatu.
Szybko przeszliśmy odległość dzielącą internat i szkołę. Po chwili już byliśmy w wielkiej auli. Zostaliśmy usadzeni tak, by potem łatwiej było nas podzielić do klas, jak powiedział mi Shane.
-PROSZĘ O CISZĘ! - rozległo się nagle.
- Moi drodzy... - za mikrofonem stał dyrektor szkoły - Anthony Grey. Podobno znali go wszyscy w mieście. Miał różne opinie. Moja ciotka na przykład go uwielbiała i się nachwalić nie mogła, z kolei jej sąsiadka nie przestawała na niego narzekać.
Nagle z głośników popłynęły dźwięki (jak się domyśliłam) hymnu szkoły. Z kilkuset gardeł wydobył się śpiew. Stałam obok Shane'a i wsłuchiwałam się w pieśń. Po chwili muzyka ucichła, a tłum uczniów przestał śpiewać.
- Kochani... Teraz pora na parę słów ode mnie... - te kilka słów dyrektora pozwoliło mi się wyłączyć.
Wszyscy wokół wyglądali na zasłuchanych. Ja jednak rozglądałam się po całej auli w poszukiwaniu znajomych twarzy. Nie było to zbyt łatwe... Kiedy napotkałam szare tęczówki chłopaka ze stołówki przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Teraz proszę o zabranie głosu przedstawiciela szkolnego samorządu. Brawa dla waszego kolegi, Jamesa Lucasa Price'a!
Wielkie drzwi, po lewe stronie pana Greya nagle się otworzyły, ukazując bruneta. Nie był sam. Wyciągnęłam szyję, by zobaczyć co się dzieje.
Na widok całej sytuacji opadła mi szczęka. Nie spodziewałam się, że pierwszy dzień szkoły może zacząć się tak... ciekawie.
_______________________
Witam wszystkich serdecznie ;*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i, że będziecie tutaj zaglądać częściej ;)
Wybaczcie marny koniec, ale już wyczerpałam zapasy weny xD Przy okazji dziękuję wszystkim osobom, które mnie motywowały i podsuwały genialne pomysły. Bez Was ten rozdział nie byłby taki jaki jest.
Cóź mogę powiedzieć więcej? Życzę weny Katherine Jackson, która napisze dla Was kolejny rozdział ;)
Życzę pięknej, słonecznej pogody, bo u mnie to jej brakuje xD
Buziaczki!
Wasza Cupcake.
Po chwili zwlokłam się z łóżka i otworzyłam Lei.
- Siemanko śpioszku - uśmiechnęła się. - Za pół godziny uroczyste śniadanie, a potem rozpoczęcie w szkole, więc radzę się pośpieszyć!
I już jej nie było. Zamknęłam drzwi i przeszłam do łazienki, żeby nieco się ogarnąć po prawie nieprzespanej nocy. Po chwili wyglądałam jak ja (oczywiście do człowieka to daleeeeko), więc przeszłam do pokoju po mundurek. Wskoczyłam szybko w granatowo biały strój ze złotymi elementami, przejrzałam się w lusterku i już byłam gotowa.
Szybko zbiegłam po schodach na sam dół. James pokazał mi stołówkę, więc bez problemu do niej trafiłam.
W dużej, wypełniona nastolatkami sali głównym punktem były cztery długie, drewniane stoły z podostawianymi do nich krzesełkami. Wokół nich uwijały się panie w białych fartuszkach, życząc wszystkim smacznego. Nie było jednak słychać stukania sztućców. Wszyscy czekali, aż będzie nas komplet.
Lea pomachała do mnie z drugiego od prawej stolika. Między nią a jakimś chłopakiem było wolne miejsce. Ochoczo tam usiadłam i uśmiechnęłam się promiennie do wszystkich wokół. Nastąpiła wymiana uścisków i powitań, ale żadnego z imion nie zdołałam zapamiętać.
Nagle rozległo się stukanie. Wszyscy kompletnie zamilkli. Na środku sali stał pan Cutberry.
- Moi drodzy... - zaczął. - Zaczyna się kolejny rok dla was w tej placówce. Mam nadzieję, że będzie równie owocny w dobre oceny jak i poprzedni. Pokażcie klasę. Uczycie się w King Arthur's, która ma swoje zasady. A zasad trzeba przestrzegać. I jak co roku za nie przestrzeganie ich grożą surowe kary. Tyle ode mnie. Smacznego. Chłopak, który siedział obok mnie na śniadaniu miał niesamowicie szare oczy i złoty zegarek na ręku. Nie chciał ze mną rozmawiać.
"Nie to nie" - pomyślałam, zajadając się podanymi potrawami.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy wszyscy zaczęli powoli wstawać od stołów i ustawiać się w grupki przy swoich opiekunach. Lea pociągnęła mnie za sobą.
- Poczujcie się jak w przedszkolu - uśmiechnęła się do nas. - Proszę parami!
Stanęłam obok Lei pewna, że nikt nie będzie chciał stać z nową, jednak za sobą pociągnął mnie jakiś chłopak. Po chwili poznałam w nim chłopaka spod internatu - Shane'a. Uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy w stronę wyjścia z internatu.
Szybko przeszliśmy odległość dzielącą internat i szkołę. Po chwili już byliśmy w wielkiej auli. Zostaliśmy usadzeni tak, by potem łatwiej było nas podzielić do klas, jak powiedział mi Shane.
-PROSZĘ O CISZĘ! - rozległo się nagle.
- Moi drodzy... - za mikrofonem stał dyrektor szkoły - Anthony Grey. Podobno znali go wszyscy w mieście. Miał różne opinie. Moja ciotka na przykład go uwielbiała i się nachwalić nie mogła, z kolei jej sąsiadka nie przestawała na niego narzekać.
Nagle z głośników popłynęły dźwięki (jak się domyśliłam) hymnu szkoły. Z kilkuset gardeł wydobył się śpiew. Stałam obok Shane'a i wsłuchiwałam się w pieśń. Po chwili muzyka ucichła, a tłum uczniów przestał śpiewać.
- Kochani... Teraz pora na parę słów ode mnie... - te kilka słów dyrektora pozwoliło mi się wyłączyć.
Wszyscy wokół wyglądali na zasłuchanych. Ja jednak rozglądałam się po całej auli w poszukiwaniu znajomych twarzy. Nie było to zbyt łatwe... Kiedy napotkałam szare tęczówki chłopaka ze stołówki przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Teraz proszę o zabranie głosu przedstawiciela szkolnego samorządu. Brawa dla waszego kolegi, Jamesa Lucasa Price'a!
Wielkie drzwi, po lewe stronie pana Greya nagle się otworzyły, ukazując bruneta. Nie był sam. Wyciągnęłam szyję, by zobaczyć co się dzieje.
Na widok całej sytuacji opadła mi szczęka. Nie spodziewałam się, że pierwszy dzień szkoły może zacząć się tak... ciekawie.
_______________________
Witam wszystkich serdecznie ;*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i, że będziecie tutaj zaglądać częściej ;)
Wybaczcie marny koniec, ale już wyczerpałam zapasy weny xD Przy okazji dziękuję wszystkim osobom, które mnie motywowały i podsuwały genialne pomysły. Bez Was ten rozdział nie byłby taki jaki jest.
Cóź mogę powiedzieć więcej? Życzę weny Katherine Jackson, która napisze dla Was kolejny rozdział ;)
Życzę pięknej, słonecznej pogody, bo u mnie to jej brakuje xD
Buziaczki!
Wasza Cupcake.
Buahahhahahahahahahahahaha xD
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że jesteś mistrzynią pisarstwa, ale nie wiedziałam, że zostałaś awansowana na boginię *O*
Wpis jest przecudowny, aż normalnie chce się piszczeć z radości, zazdrości i zachwytu ^^
Genialne opisy!
Czułam się jakbym to ja była w tej szkole i przemierzała korytarze... Urzekłaś mnie <3
A sen... Zaparło mi dech w piersiach!
Nie będę się rozpisywać, bo jest to też mój blog i aż tak chwalić nie wypada, ale co poradzić? :)
Dziękuję za życzenia, mam nadzieję, że choć w połowie ci dorównam *Wzdycha*
Gratuluję talentu!
Wyszło nieziemsko ;)
Trzymaj się :*
Yeeeeyyy <3
OdpowiedzUsuńDoskonale opisałaś internat xd
Warto było czekać . ;* ♥
No ja nie czytałam ci z pod palców dlatego teraz **zachwyt** :D
Michael sie upił xDDD
James oprowadził i majonez . ;))
Pozdrawiam Rex <3
Przepraszam że krótko xDD
Okej! A więc skoro tak bardzo chiałaś to komentuję!
OdpowiedzUsuńRozdział suuuper!
Jak go zobaczyłam to naprawdę myślałam, że nie przebrnę bo jest dłuuuuugi, ale jak zaczęła to się tak wkręciłam, że żałowałam, że się tak szybko skończył!
SZKOŁA Z INTERNATEM W LONDYNIE. Tym mnie kupiłyście!
Lubię Jamesa.
No i ten różowy kot xD
MUZYKA MI NIE DZIAŁA! :((((
lecę do drugiego rozdziału :)
xxPaula (http://different-stories-blog.blogspot.com/)
Hej :D
OdpowiedzUsuńNapotkałam wasz blog i muszę stwierdzić że bardzo mi się podoba.
Jak już sie dowiedziałam bd. to pisać pare osób więc bd. inne style pisania, ale co do twojego. Jest on na prawdę świetny. Umiesz dobrze dobrać słowa i opisać sytuacje :D Oby tak dalej!
@69WithHarry__
Ale po co te bajeczki komu potrzebne?
OdpowiedzUsuńPodziwiam to, że piszecie takie coś (nie wiem jak to nazwać), nie zrozumcie mnie źle, chciałbym się jedynie dowiedzieć skąd wziął się pomysł na pisanie o takiej nie istniejącej i dziwnej na swój sposób szkole.. ;P
OdpowiedzUsuń